piątek, 25 października 2013

Po ukończonym Poznańskim maratonie już mnie nic nie czeka w tym roku . Nie chcę już , mam do napisania pracę magisterską   muszę poswięcić jej trochę czasu . trzeba trochę odpocząć . Oczywiście odpoczynek trwa z założenia do końca października , poźniej znowu biorę się za siebie , bieganie , dieta , siła .
Kiedyś pewnie usiądę u zrobię sobie rachunek sumienia jak to było w tym roku i co będzie w przyszłym .
Zewsząd nadciągają plany , propozycje , obawiam się że nie starczy mi czasu i bejmów na wszystko .
Wiadomo że mam tam jakieś cele na przyszłość , ale co z tego wyniknie tego nikt nie wie .

wypadałoby się przełamać i biegać na tętno , chociażby połówki
ogarnąć wkońcu BnO na 50 km
zaliczyć jakiś fajny bieg górski
zrobić badania , chociażby ze względu na biegacza z postu poniżej , nazywał się tak samo jak ja i nawet imię miał takie samo .......

mimo wszystko chcę nadal cieszyć się tym że potrafię się zmobilizować do ruchu , że nie siędzę przed kompem , przed xboxem itp
 niedługo zacznie się zima , lubię ją za mróz , i za parę w świetle czołówki

poniedziałek, 14 października 2013

Poznań Maraton 2013

Blisko 6 tys biegaczy , blisko 6 tys opinii , blisko 6 tys relacji .....

chciałem sam po pakiet jechać , wyszło jak zawsze pojechałem z dziećmi , dzieci wiadomo żywiołowe , wszędzie ich pełno , expo takie kolorowe , normalnie widziałem jak młodemu się załącza nieśmiertelność i szybkość naddźwiękowa, było tak szybko że nawet nie wypełniłem kuponu na volvo .....
makaronu jeszcze nie dawali a dzieciaki wyją że głód , a śniadania jeść nie chciały , standard

kuźwa, żałuję że nie wygrałem tego samochodu

spałem tyle co nic , bo jak zawsze nie mogłem , niby byłem uszykowany ale i tak rano latałem jak kot z pęcherzem , plastry, skarpety , numer itp, itd i tak ręcznika nie wziąłem

zostałem wmanewrowany w kierowanie :(

martwiłem się trochę przed startem bo jestem przeziębiony , i nie wiedziałem jak to się przełoży na bieg .
wcale się nie przełożyło
ubrałem się na krótko , koleżance życzyłem wszystkiego dobrego .

poszedłem na całość i ustawiłem się w przed ostatniej strefie czasowej

marzenia :4 godziny
marzenia do spełnienia : 4:30
rzeczywistość : wiadomo , jak zawsze

Spotkałem Marcina B z którym walczyłem rok temu , szacunek i ukłony że w tym roku również startuje.
mimo wszystko nie przezywałem momentu startu jak w zeszłym roku , pewniak , wyjadacz , zęby żdżarł  , wkońcu drugi maraton .
start !
przez pierwsze 3 minuty nic się nie działo , szedłem tip topami , średnie tempo 15min na kilometr

nie ruszyłem jak struś pędziwiatr , pomału , wiadomo - taktyka , stary lis , zna się na rzeczy
na pierwszym kilometrze poleciałem w krzaki , uciekł mi balonik na 4:30 , dogoniłem i trzymałem się za , później przed i cały czas przed dawałem radę

na wysokości promienistej Najwspanialsi Kibice Na Trasie : mama i siostra

ha ! ogarnąłem temat picia w czasie biegu , czekolady nie brałem bo i tak się nie rozpuszcza , pomarańczko

no trzymałem się pomiędzy 4:15 a 4:30
widziałem jak ludzi kurcze łapią już na 15 km , ja parłem nadal , swoim tempem , do przodu
szybko obliczałem w głowie z jakim czasem dobiegnę , widziałem czerwony dywan , kobiety w bikini ,
zostanę miejscowym bohaterem , zadziwię sam siebie , zajebiscie było , serducho jak dzwon, oddech jak u niemowlęcia

"... i w pizdu , wylądował ...."

Antoninek , pierwszy raz upadłem , kostki , kolana , uda, łydki .....
nagle , nie wiem skąd , warszawska - masakra , zawady - piekło , tam skasował mnie balon 4:30

nienawidzę tego , tego , tego , tego maratonu jednego ! nie biegnę nigdy więcej ,
kilometry nie mijały , były jakieś długie , ciagnęły się w nieskończoność .
na wysokości marketu z gipsem i tujami jakoś lepiej mi się na sercu zrobiło

człapałem pomału do przodu ale jakoś tak się przełamałem , nie szło mi bieganie , łydka się popsuła
widziałem kibiców , machałem do nich , oni do mnie i tak fajnie było !

jakiś pan podbiegł do mnie i razem biegł ze mną ze 200 metrów zagrzewając do walki :)

kurczę jakie to było miłe i wzruszające
i tak trwałem w tym moim świecie maratońskim , walczyłem z bólem i z samym sobą ,
jak widzisz przed sobą 35 km , nie sposób zejść , nawet przez chwilę o tym nie myślałem

na Grunwaldzkiej złapał mnie skurcz ( 100 metrów do mety) no i się musiałem zatrzymać i naciągnąć łydkę . finisz rodem z paraolimpiady , wyprzedziłem jegomościa , dziewczyna z Drużyny Szpiku dodały skrzydeł i meta !

i co ? no i 4:45 ....

szybciej niż w zeszłym roku o 15 minut , nie czułem się zmęczony na mecie , nie kładłem się na asfalcie , normalnie czipa ściągnąłem tylko mnie znowu skurcz złapał i nie mogłem poszukać szatni
kompletnie byłem rozbity , tułałem się gdzieś po expo , jak już mi się zrobiło zimno to dopiero zajarzyłem że to nie ta hala ....

maraton to jest takie coś co wywołuje u mnie sprzeczne emocje , niby mnie wkurza bieganie takiego dystansu , bo mam jakieś takie swoje przekonanie że to nie jest wcale takie zdrowe
bolą mnie dzisiaj kolana i kostki , i pewnie jestem niższy o 1 cm , ale z drugiej strony ciągnie mnie do niego , lubię jak mnie boli po biegu , sam nie mogę zmobilzować się do tego by tułać się po lesie przez 40 km , lubię kibiców , lubię opowiadać jak było , nienawidziłem go naprawdę na tym 30 kilometrze , szczerze , ale pewnie minie rok i znowu wystartuję .
czy jestem zadowolony z wyniku ? i tak i nie , wydawało mi się że to moje bieganie przez ostatni rok zyskało na jakości , ja zyskałem na wytrzymałości , straciłem na wadze i wszystko wskazywało na to że uda mi się pobiec te 4:30 , niestety maraton to zweryfikował . uważam że jak wyeliminuję problem mięśniowy to może być tylko lepiej , bo serducho i płuca naprawdę dawały radę :)

gratuluję wszystkim moim znajomym którzy ukończyli tegoroczny maraton , każdy uzyskał znakomity wynik, trochę Wam zazdroszczę , ale to taka piramidka bo mi też zazdroszczą :))))


ps jak tylko zdobędę jakieś zdjęcia zaraz je umieszczę

poniedziałek, 7 października 2013

poniedziałek, 23 września 2013

inne formy ruchowe

pierwszy z prawej :)))

OrientooExpresso 2013

Nie wiem jak to jest , ale zajebiste imprezy poprzedza niesamowita ulewa. Tak było w Ujsołach gdzie pizgało cała noc , i tak było w Porażynie .
Przed Oriento Ekspressem lało cały tydzień, o poprzedzająca noc  przechodziła samą siebie .

Tylko guma pęka , wstałem ogarnąłem sią i pojechałem .
na miejscu spotkałem Artura , spotkałem też Sylwię , ogólnie na BnO jeżdżą ci sami ludzie .
imprezy takie jak Oriento są bardzo miłe , kameralne i widać że organizatorom bardzo zależy .
Czuć atmosferę koleżeństwa i takiej pasji która nas tam wszystkich łączyła .
bardzo fajne było to że była opieka dla najmłodszych . pierwszy raz się z tym spotkałem i uważam że to mistrzostwo świata .
Kolejny jakże cenny plus to losowanie upominków od sponsorów przed startem .
na zawodach w których uczestniczyłem dotychczas zawsze odbywało się to w dalszej nie okreslonej przyszłośći do której nigdy nie dotrwałem .

Ha ! Wylosowałem plecak !! pierwszy raz w życiu . i za to też plus dla organizatorów ;)

Mapa , fajnie że opisy PK na mapie , a nie gdzieś osobno .

biegłem z Arturem , nie mieliśmy większych problemów na początku .
gładko odnajdowaliśmy kolejne PK
no ale nie może być za różowo do końca , sporo czasu straciliśmy w poszukiwaniu punktu "między buczkami "  , później Arturowi się zawinęła mapa i pobiegliśmy nie w tym kierunku .
Dobiegliśmy wspólnie do PK8 , Artur z racji że jest lepszym biegaczem pobiegł dalej sam , ja dawałem radę sam . I tu zrobiłem najgorszy błąd w całym oriennto , pobiegłem za Arturem . Minąłem po drodze Sylwię z koleżankami , miałem jakie 2 km zapasu . Z PK 08 biegłem jak koń na PK11 . Głupizna i lenistwo . Trzeba było dawać na piątkę . Moja frustracja sięgneła zenitu jak nie mogłem namierzyć się na 11 tkę .
W końcu !!!
Na PK 5 znowu spotkałem Sylwię tym razem miałem z 300 m przewagi . Biegłem po polu wzdłuż lini wysokiego napięcia , bez problemu znalazlem PK04 . No i teraz decyzja , ustawilem azymut , kompas do reki i szpula przez las . Udało się trafiłem do Pk10 , machnąłem się jakieś 200 metrów z azymutem . Tam wyprzedziły mnie dziewczyny . Tam też dołączyłem się do grupy chłopaków i dalej w koleżeńskiej atmosferze kontynuowałem bieg . Kolejne punkty PK2 I PK6  . Kumple pobiegli przodem . Mi już wysiadały łydki . Cały czas widziałem dziewczyny gdzieś 300 metrów za sobą :))
Udało mi się dobiec , znalazłem wszystkie punktu , Artur był 20 min przede mną , dziewczyny 5 min po mnie . Taka mała rywalizacja z mojej strony , Szagę biegłem w parze z Sylwią i już na końcu nie miałem siły dotrzymać jej kroku , a tu mi się udało .

Trasa była super , lasy piękne , Punkty były trudne , do znalezienia tj. było trudniej niż zwykle.
To wszystko działa na plus .
Jedzenia było do syta , było ognisko i bardzo miło .
BnO sezonu jak dla mnie . :)))

pozdrowienia dla wszystkich znajomych królika , i wszystkich co się ze mną ścigali
do zobaczenia za rok !!!

piątek, 30 sierpnia 2013

Maraton Poznań 2013 - odyseja

Dzisiaj opłaciłem maraton w Poznaniu . Oczywiście zrobiłem to na ostatnią chwilę , jest taki syndrom , syndrom studenta ....
Wiem że już jest mało czasu , wiem że już za dużo nie zrobię , zostało raptem półtorej miesiąca na przygotowania . Tylko na co ?
- czy ukończyć
- czy przebiec
- czy trochę iść i trochę biec
- czy zrobić życiówkę
- czy się dobrze bawić

Nie wiem , pewnie jak zwykle wszystkiego po trochu .
Dzisiaj nic nie będę robił . W niedzielę pójdę [pobiegać tak na dłużej ze 20-25 km (czyli normalnie)
W tygodniu będę się ruszał co dwa dni po 12 km , w takim jakimś szybszym tempie , Tak by biec ten dystans w granicach godziny . A ciężko tam z górki i pod górkę .

Prochu już nie wymyślę przez te 5 tyg . mogę tylko utrzymywać to co się zbudowało przez cały sezon , który zresztą się nie kończył . Nie miałem przerwy zimą , tak jak inni . No , takk ale ja nie trenuję , zapomniałem . Nie muszę robić odpoczynku i regeneracji i odnowy bo to sobie funduję jak biegam w niedzielę . albo rowerowo się odprężam
Długie wybieganie ?
jasne na Oriento Ekspresso pewnie wyjdzie mi ze 30 km
Więcej nie planuję .
kurde , buty muszę kupić do lasu tj takie co wytrzymają i górki ,  czekam na jakieś wyprzedaże
spodnie dostałem wczoraj , lala, leciutkie , ze sciągaczami , zaraz na rower wziąłem , super , długie , nie wiem czy przewiewne , nie zarejestrowałem tego , ale jestem mega zadowolony , do teraz miałem dresy z bundeswery , bo miały ściągacze !
 

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Maraton Poznań 2013

I jak tu nie pobiec ?
Nie chciałem , broniłem się , nastawiałem , że nie , że tylko las , cross i przełaj .
Niestety , znowu, znowu znajomi , Drużyna Szpiku.

A co tam !

zapisałem się , teraz trzeba biegać , biegać i biegać , nie ma lipy i opierniczania się jak w zeszłym roku
zeszłoroczny czas 5 godzin , mam nadzieję że przejdzie do historii .
Co najmniej 4:15 planuję tylko buty muszę reanimować , podeszwa odpadła po Chudym .....

czwartek, 22 sierpnia 2013

Expresso :P

Nie wytrzymałem i znowu to zrobiłem !

Tyma razem kierunek Porażyn .

14 wrzesień 25 km :) i tylko 30 złociszy

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Chudy Wawrzyniec 2013

500 km w jedną stronę , pełen samochód , masa ekwipunku , gotowi do wyjazdu , poszli , po drodze zabraliśmy M. Wisła , Milówek , Rajcza, Ujsoły , góry jak się patrzy . Znaleźliśmy szkołę , Chudy z baneru łypie na nas okiem . Na miejscu była już spora grupa uczestników , częeć snuła się po korytarzach szkoły , ktoś spal zmęczony podróżą na sali gimnastycznej , sporo ludzi czytało regulamin techniczny , był sklepik ze sprzętem INOV , buty, suplementy i koszulki z Chudym :) Na dzień dobry dostałem do podpisania oświadczenie, że jestem zdrowy ciałem i na umyśle i dostałem pakiet startowy , praktycznie numer plus mapa - wystarczy .

Obiad .

Zrobiliśmy rekonesans po Ujsołach , po krótkiej naradzie pojechaliśmy do Rajczy . Usiedliśmy w knajpce przy rondzie w ogródku . Przyszła burza, zaczęło padać . Powietrze nadal było przesączone wielodniowym upałem , ja umęczony wielogodzinną podróżą z miłością patrzyłem na deszcz. Zaraz zrobiło się chłodniej i jakże przyjemniej . Zamówiliśmy sobie makaron . Czas miło płynął , jedzenie było pyszne dosiadła się czwórka biegaczy ze stolicy , piwko , pizza, spaghetti , białe wino, żyć nie umierać . Wszędzie roześmiane twarze , czuć było nadchodzące biegowe święto . Przestało padać .
                                          Foto: Magdalena Bień

Noc .

W znakomitych nastrojach wróciliśmy do bazy . Rozłożyłem się jak długi na karimacie . Nadszedł czas odprawy technicznej . Zebrało się naprawdę dużo osób . Organizator cały czas ostrzegał przed pogodą i pociągiem :)
Przyszła burza. Spakowałem swój plecak biegowy , bukłak zalałem piciem . Nadszedł czas oczekiwania na wyjazd . Pogasły światła . Nie mogłem spać . Burza robiła spustoszenie na zewnątrz, pioruny waliły naprawdę blisko a grzmoty niosły się niesamowitym echem po okolicy . Około 2 nad ranem było najgorzej . Ze wszystkich burz które nas nawiedziły tej nocy ta była najbardziej gwałtowna . Błysk -grzmot !
Spaliśmy 600 m n.p.m więc odczucia były dużo bardziej wyraźne .
                                          Foto:Magdalena Bień

Start

Budzika nie musiałem nastawiać bo nie spałem , i tak wokoło wszyscy zaczęli się kręcić , migać czołówkami , komórki się rozdzwoniły . Zapalono światła . Ustaliłem z M. , że pobiegniemy razem . Ja jej potrzebowałem , najbardziej na początku . Uwijałem się jak mucha w smole nie mogłem się ogarnąć, na niebie nadal były błyski , moja wiara chyba została w tym momencie zachwiana...
O 3:45 zabrał nas autokar do Rajczy gdzie miał być start. Przestało padać . Było ciepło .
Na miejscu bardzo dużo ludzi,  trochę kręcili się wkoło , mało osób się rozgrzewało , towarzystwo było lekko zaspane :)
Organizator sprowadził na start nawet sołtysa Ujsoł. Biedaczysko był bardzo zaspany . Zagrzał nas do walki , życzył szczęścia , końcowe odliczanie ......

                                          Foto: Chudy Wawrzyniec

1236 m n.p.m Wielka Racza

6 kilometrów prosto, potem lekko w prawo ....
Początek był łatwy , po ciemku , po asfalcie , super to wyglądało w świetle czołówki , te wszystkie podskakujące odblaski .
Jak dobiegliśmy do szlaku już było widno . Taktykę ustaliła M. . Absolutnie się z nią zgadzam: pod górę idziemy na płaskim biegniemy no i zbiegamy .
Dawałem jej radę może ze dwie godziny . Dziewczyna bardzo szybko wchodziła . To się musiało tak skończyć . Rozdzieliliśmy się.
Tempo było przyzwoite w mojej grupie humory dopisywały . Ludzie żartowali . Ja podziwiałem góry . Nadal byłem wrażliwy na piękno otaczającej mnie przyrody . Otulała mnie ciepła mgła, wszędzie płynęły strumyki , rosły dziewięćsiły .Minąłem Rachowiec. Dobiegłem do Zwardonia , tam był pierwszy zbieg . Droga asfaltowa było naprawdę dobrze .
Później było jak we śnie . Tempo spadło praktycznie do zera .To chyba była Kikuła. Za szybko wchodziłem. Kręciło mi się w głowie , kompletnie brakło mi tchu .
Samo podejście pod Wielką Raczę dało mi nieźle w kość . Było naprawdę stromo . Było dużo błota i w zakamarkach ścieżek leżały kule gradowe. Pozostałość po nocnej nawałnicy . Po drodze minąłem drzewo rozpłatane na pól przez piorun . Dotarłem do 27 km - schronisko na Wielkiej Raczy . najwyższy punkt trasy . Wtedy uważałem że będzie już tylko lepiej , że będzie z górki ....
Zatrzymałem się w schronisku , kręciło tam się sporo ludzi , siedzieli , pili piwo , jedli żurek , uzupełniali zapasy , odpoczywali . Sam sobie usiadłem i wypiłem małe piwo , uzupełniłem bukłak , mrugnąłem okiem do znajomego z Lublina z którym szedłem ładnych parę kilometrów.

Akt wiary .

Wieka Racza była kamieniem milowym w moim biegu górskim .
Zaczął się zbieg . Nie wiem jak długo trwał. Biegłem . Prosto , na krechę , trawersem . Odezwały się uda . Mięśnie czworogłowe . Na początku ból w prawej nodze , później w lewej . Wytrzymywałem .
Łydki zmusiły mnie do zatrzymania . Skurcze.
Tu się zaczął mój ultra. Masowanie , rozciąganie , naciąganie . Biegłem , biegłem dalej i dalej .
Dogonił mnie kolega z Lublina . Rozmawialiśmy , opowiadał o biegu Rzeźnika , jak dostał kontuzji i nie skończył . Bał się o swoje kolana. Ja cierpiałem przez łydki .
Piliśmy razem wodę ze źródeł , strumieni . Napieraliśmy razem , przez wiele kilometrów, wspólnie się zatrzymywaliśmy by złapać oddech , napić się .
Ciszę się, że przez tę część trasy miałem takiego towarzysza. Czas płyną szybciej , przygarnęliśmy jeszcze jedną biegaczkę i razem zmierzaliśmy do PK3- schroniska na Przegibku.
Byłem zmęczony , zziębnięty ale szczęśliwy , cieszyłem się, że dotarłem tak daleko . Wierzyłem że mi się uda ! Na punkcie było wszystko . Wszystko, poza ciepłą herbatą . Zjadłem dwie drożdżówki , wypiłem dwa kubki wody , wstałem no i bieganie już nie szło tak jak poprzednio . Łydki odpoczęły ale bolały mnie uda . Trochę biegłem trochę szedłem , aż do zakrętu na PK4.
Zachęcony słowami organizatora w schronisku, że tylko 4 km dzielą nas od punktu moje morale wzrosło o co najmniej połowę .
To co wzrosło o połowę bardzo szybko zmalało . Dostałem jakiegoś kryzysu mentalno-fizycznego . Zostałem pierwszy raz pokonany na podejściu pod Rycerzową Wielką.
Tam zostałem sam . Tam zacząłem pierwszy raz mówić do swoich nóg , Obiecałem im, że już nie będziemy biec , tylko iść , iść aby dotrzeć do mety , aby mnie doniosły. Dobrze , że na Rycerzowej był człowiek , wskazał mi drogę gdzie mam iść , chwilowo straciłem orientację .

Muńcoł

Już nie biegłem , było ostro w dół , po trawie , po mokrym . Jak niby miałem zchodzić ? Żadna pozycja ciała , żadna znana mi technika nie dawała satysfakcji , jedynie lądowanie na wyprostowane nodze w jakimś płaskim miejscu dawało chwilowe wytchnienie .
W dół, dół krok za krokiem , przeklinałem Chudego w głowie , przeklinałem siebie w głos !
Teren zaczął falować , trochę pod górę , trochę w dól . Zrobiło się lepiej .
Pokonałem jakby przełęcz ze strumieniem w dole . Dalej w górę. Było błoto , buty się ślizgały , w górę, zaczęły wychodzić kamienie . W górę , górę , ostro , długo , bez końca...
Czułem się oszukany , wierzyłem, że kończę , że już z górki , akceptowałem te zbiegi...
Zostałem pokonany drugi raz ...... Kompletnie nie dawałem rady , podejście się nie kończyło , nie widziałem końca drogi , wszędzie była mgła ....Ratowała mnie mapa , patrzyłem w nią w nadziei, że to ostatnie wzniesienie , ostatni szczyt . Zobaczyłem na szczycie kopczyk z kamieni , wiedziałem, że dotarłem czułem to ..
Jakże to wszystko było mylne, Chudy pokazał mi palec ! To był Kotarz....
To co myślałem w tamtej chwili zostawię dla siebie .
Dotarłem do Muńcoła . Dotarłem do końca. Przeczytałem mapę . Wiedziałem gdzie jestem .
                                         Foto: Magdalena Bień

Schodziłem , wszystko jest w głowie , humor mi się poprawił, wiedziałem już, że mi się udało , byłem potwornie obolały , ale dawałem radę . Po drodze wyprzedziłem jeszcze dwie osoby . Czasem biegłem , jak tylko pojawiały się skurcze , zatrzymywałem się i naciągałem nogi .
Dotarłem do kolejnego punktu , dostałem opaskę ,schodziłem , strumyk płyną ścieżką.
Asfalt , Ujsoły . I znowu dobrze że mnie pokierowano że na mostek muszę wbiec.

Meta

Ostatnie metry , biegnę , czuję że łydka sztywnieje , ale biegnę !
Widzę żonę , macha do mnie , dopinguje , jestem szczęśliwy tam w środku .
Ktoś robi zdjęcie, ktoś daje medal , gratuluje .
Zewnętrznie się nie cieszę , nie mam siły .
                                         Foto : Beata Nawrocka
Epilog

Przedstawiłem przebieg mojego biegu Chudy Wawrzyniec 2013 na dystansie 53 km .
jestem totalnym amatorem , pojechałem do Ujsoł bez odpowiedniego przygotowanie na pałę jak zawsze .
Nie trenowałem zbiegów , ani podbiegów . Moje wszystkie problemy wynikały jedynie z tego .
Prawdą jest, że bieg ultra rozgrywa się w głowie .
Uważam, że trasy 80 km mógłbym nie ukończyć w regulaminowym czasie .
Napierałem przez 10 godzin , nie byłem ostatni . Skończyłem na 280 miejscu .
Dziękuję żonie za wsparcie , było nieocenione jak zawsze .
Teraz siedzę na kanapie i nie mogę chodzić po schodach , ani siadać na kiblu .
Czuję się zajebiście i jestem dumny że biegłem w Ujsołach .












poniedziałek, 22 lipca 2013

Szaga 2013 BnO

Bo w Zaniemyślu ładnie jest , są rzeki , jeziora ,lasy ,  pamiętam wakacje w Błażejewku . No i Szaga jest w tym roku.
Teraz są dwa światy , jeden ten asfaltowy 21 kilometrowy , drugi ten leśno-polno-błotno-kukurydziano-bagienny 25 kilometrowy . Nie było jeszcze że jak organizator napiszę 25 km to tyle jest , zawsze mam nabiegane powyżej 30 km ...Tym razem nie będzie inaczej :)
Co kraj to obyczaj .
Na początku weryfikacja, później sprawdzanie wyposażenia :
-kompas
-telefon
-dokumenty
-apteczka
Bez tego nie pobiegniesz .
Odprawa, wspólne zdjęcia , rozdanie map i.... do boju .
Tym razem są posiłki . Biegnę w parze z Arturem B.
Z panem B nie ustaliłem czy mogę użyć jego nazwiska więc pozostańmy przy tym .
W miarę ustaliliśmy tępo biegu . Na krótko po starcie dołączyła do nas Sylwia , widać pasowała jej nasza szybkość a co trzy głowy to nie jedna .
Pierwszy punkt osiągnęliśmy bez problemów , droga prosto jak strzelił po ścieżkach .
dalej już nie ścieżką a brzegiem rzeki , potem ostro pod górę i dobrze bo ekipa biegnąca obok wpadła w bagno no i w butach zapewne różowo nie było . parę zakrętów , trochę na przestrzał , tu maliny dały się w znaki , pokrzywy też nie były dłużne ...Dostaliśmy się na główną drogę .
Ogarnięci , w uformowanym szyku ruszyliśmy przez pola w stronę lasu .
Gość na traktorze :

- Gdzie lecicie ? Tam nie ma drogi !!!!

Wiadomo .
Dotarliśmy do lasu , mała przeprawa przez rzeczkę i szukanie Łysej Góry .
Tu nasza trójka się nie popisała. orientacji nie straciliśmy , ale straciliśmy trochę czasu aby odszukać lokalizację . Łysa Góra pomyliła nam się z Najwyższą Górą W Okolicy no i zeszło nam ze 30 minut.
Pomoc przyszła niebieskim szlakiem . Odnaleźliśmy nasz punkt i prosto na szage do trójki .
Pan B się wyłamał i powiedział że widzimy się na miejscu i że on biegnie drogą .
Ja z Sylwią przez pole , przez rzekę , przez pokrzywy, przez pole, przez paprocie i do punktu .
Nogi nie zdrowo piekły . Trójka się schowała pod mostkiem . Komary nas cięły niemiłosiernie a my czekamy za Panem B . Ładnie czekaliśmy 10 minut i się nie doczekaliśmy . Trudno.
Do czwórki po drodze było brzegiem Warty . Dalej na szlak rowerowy , ktoś nam podpowiedział i się podbilismy . Szacunek dla gości co biegli 50 km i napierali na punkt od strony bagna . Szacunek naprawdę . Do piątki było prosto jak po sznurku , ale czasem proste rzeczy przysparzają wiele kłopotów . Skręciliśmy w las no i nikt nie spojrzał na mapę , albo spojrzał pod kątem , albo odwrotnie , albo nie wiem już jak bo nadrobiliśmy kolejne 4 km .....
dalej szosa , szosa zakręt w lewo , pola kukurydzy , niesamowite . Biegniesz w tej kukurydzy i biegniesz , po drodze odbierasz telefon od szwagra , i nagle pole się kończy i wbiegasz w górę kurzego łajna .. mmmmm
Teraz było nas czworo . Dogonilismy kolejne dwie osoby . Niestety nie przytoczę ani imienia ani nazwiska .pamiętam jedynie koszulki z maratonu w Rzymie .
Dyskusja na temat gdzie jestesmy była ożywiona , ale doszlismy  do jednego że trzymamy się sciany lasu .
Po kilometrze pewien swego oddzielilismy się z Sylwią i pobieglismy do szóstki . Do siódemki było po drodze . Wielki dąb , nie sposób nie zauważyć. Po dębie juz tylko meta.
Tam Sylwia mnie zostawiła , oczywiście za porozumieniem stron i sam dobiegłem , właściwie to doczłapałem na metę .

Kolejny raz wielka satysfakcja . Wspaniała przygoda, mili i przyjaźni ludzie .
Na mecie Pan B już był wykapany i pachnący . Nie wiem jak ale przybiegł ze 40 min wcześniej .
pewnie biegł skrótem :)
Na koniec smaczny obiad w Zaniemyskiej knajpie i do domu .

Oj nasłuchałem się po drodze i chyba uderzę w sobotę na rajd Konwalii :)

Narazie

 las 2 asfalt 0 :)))



czwartek, 18 lipca 2013

Władysław w Pobiedziskach .

Endorfiny . Cały czas . Ale juZ nie podczas biegu , teraz dopiero nazajutrz .

Pobiedziska 2012 , półmaraton .
Jak zwykle nie przygotowany , za mało wybiegania , żadnych podbiegów , żadnych interwałów .
Tylko tak zwyczajnie rozbiegany trzy razy w tygodniu .

Pojechaliśmy w dwójkę z Przemkiem , chłopak debiutuje .
Przed biegiem spotkalismy Kasię naszą przodowniczkę . Kaśka podeszła bardzo lużno do zawodów , zapomniała czipa ....
- Pociągnę Cię - mówi
Znowu zrobiłem to samo co zawsze .
ZA SZYBKO

Pierwsze pięć kilometrów zrobiłem za zającem , dalej zając pobiegł sam .
A ostrzegali że górki .
Walka , walka , walka

Co mam tu pisać , było do dupy , biegłem za szybko , zatkało mnie i było po wszystkim.
Systematycznie gubiłem zapas zdobyty na początku . Czasem przechodziłem w marsz .
Nie było klopotu z wydolności  tylko jak zawsze z siłą :/

Dobiegłem z czasem 2:02 no nie ma się czym chwalić .
Mam problem z mobilizacją, jak mam za cięzko to odpuszczam , a to złe.

Jedyny progres jaki uczyniłem to taki  że w poniedziałek  juz mnie nosiło aby pobiegać . i
nic mnie nie boli .
Wniosek ;
-za mało z siebie daję na zawodach lub tak się już przyzwyczaiłem do 20 km

A Przemysław przeszedł samego siebie
Gratulację !!!!
Pierwszy półmaraton ukończony .

Widzimy się w sobotę w Zaniemyślu .

wtorek, 25 czerwca 2013

Poznań - Krutynia - Poznań

Wróciłem.

W nocy był wyjazd , Poznań żegnał nas deszczem , o 2:30 podjachał na 4 peron nasz osobisty wehikuł czasu. Taki co cofa się w przeszłość i to co najmniej o 15 lat.

Szybko zapominamy o tym co dobre , ale równie szybko wracamy na dobrą drogę .

Tym razem nie będzie o bieganiu .

Mieliśmy sześć kapeluszy , wszystkie w jednym przedziale ,rezeracja miejsc , plus jeden nie kapelusz
Cytat tamtej nocy:
- Przepraszam , ale Pani już tej nocy nie będzie spała , weź no pstryknij światło !
Rano przesiadka w Warszawie na pociąg do Olsztyna . I znowu jeden przedzaił i cytat poranka:

- A panu wlać jednego ?

Po dziesiąciu godzinach dotarliśmy do Olsztyna i dalej na PKS .
Nie zdawałem sobie sprawy że takie małe autobusy jeżdżą . Jak te nasze kapelusze wsiadły to połowa miejsc była zajęta .
każdy miał dosyć po dwóch godzinach, litry wypitego sprite-a nie pomagały a upocone baby przyprawiały o ból głowy
kierowca wyrzucił nas gdzieś na rozstaju ale chociaż tablicę było widać , czekał nas spacer ,

Stanica PTTK - ładnie tu , jest lepiej niż oczekiwałem , piękna czysta woda, widać ryby , łabędzie , no i bar z piwem . Czekamy na kwaterunek .

Dzisiaj już nigdzie nie płyniemy . Kwaterunek mamy od kolacji .
Rozłożyliśmy się i naprzód do wsi .
Zjedliśmy późny obiad w miejscowej karczmie , w skupieniu przysłuchiwalismy się kłótni ze ryba za zimna obok przy stoliku.
Przyszła burza, poszliśmy do sklepu , wrócilismy do ośrodka po drodze zahaczająco o stragany z rekodziełem , miejscowym raczej za to z cenami unijnymi jak najbardziej.
Kolacja.
ognisko
sprite
warszawiacy przy ognisku
(nie wiem skąd ta niechęć , ale jest )
sprite
burza
komary kiełbasa sprite , poszlismy spać zmęczenie podróżą
fajne te dziewczyny z Warszawy

jak dobrze wstać skoro świt

plyniemy , z pradem a jak
trzy kajaki , sześciu chłopa , jeju ile smiechu
jaka piekna rzeka , dziewicza, zwalone drzewa , natura , piekna pogoda , czysto, cisza
skarby, skarby
sprite
po drodze obchodzimy imieniny
...
przeprawiamy się , trzeba nieść kajaki
stary młyn

przystań , przerwa , wspólne zdjęcia , krowy

po dotarciu do celu mamy transfer do osrodka , jamy obiad , nie odpoczywamy , płyniemy przecież z prądem
kolejna wyprawa , tym razem w górę rzeki
Zgon
miejscowośc tak się nazywa , płyniemy po jeziorze dobre pięc kilometrów , jest ciepło , spotyka nas ciepły letni deszcz.
cudownie , łapię językiem krople, te największe
jezioro jest przeogromne i jakże czyste , dopływamy do sluzy , kolejna przeprawa .

mniejsze jeziorka , czaple po drodze , łyski, perkozy, łabedzie

miodówka

cudownie , nadal z nurtem ,lekko , całkowita symbioza


docieramy , ja wiem że już koniec . kolacja , ognisko z warszawiakami  już jest miło , rozmowa się jakos toczy , burza uciekamy do domu .

rano powrót , idziemy na przystanek , mrągowo, olsztyn
tam się żegnamy , mamy 10 min do pociągu ,
było cudownie , każdemu , każdego zachęcam , każdemu polecam
Warmia i Mazury w doborowym towarzystwie.
bez ściemy



czwartek, 30 maja 2013

Mazury.

W końcu realizują się moje niespełnione marzenia . Wiele książek , wiele przygód , wiele się nasłuchałem , ale nigdy tam nie byłem .
I oto nadszedł czas wyjazdu , dziś o drugiej Poznań Główny , pociąg relacji Szczecin - Warszawa.
Czekać mi było 30 lat z hakiem , aż życie spiknęło mnie i Przemka ,który zamieszkał 100 metrów obok.
Przemka Organizatora.

Przesiadka w Warszawie na pociąg do Olsztyna dalej Mrągowo i docelowo Krutyń.
Program:
1 dzień, piątek:
>
> przyjazd, zakwaterowanie,
> kolacja
>
> 2 dzień, sobota:
>
> śniadanie,
> spływ kajakami na trasie Zgon - Krutyń,
> obiad,
> spływ kajakami na trasie Krutyń - Ukta,
> kolacja przy ognisku
>
> 3 dzień, niedziela:
>
> śniadanie,
> spływ kajakami na trasie Ukta - Iznota,
> obiad,
> wyjazd
Zaopatrzony jestem , muchozol, ibuprom,bols,kompielówki,żołądkowa,klapki,czołówka,metalowy kubek(ojciec organizator zasugerował),bejmy , aparat



jak się nie utopię zrobię parę zdjęć , i opiszę co i jak

niedziela, 5 maja 2013

Mogilno - Trzemeszno

Best, hiper,mega,super , giga, time ever !!!

tak,tak majowe grillowanie i ogniskowanie wychodzi na dobre
taktyka zupełnie odmienna niż w Poznaniu , pomału bez spinania , robimy swoje
przygrało wszystko :
pogoda
forma
trasa
to co miałem na sobie
florence w słuchawkach

pierwszy raz biegłem na zawodach w deszczu , nie był jakiś powalający i było mokro
Nike kupione w tym roku niestety nie spisują się za dobrze na mokrym asfalcie, musiałem się pilnować , czułem lekki uślizg za każdym krokiem , a na bruku w Trzemesznie - dramat .

 Źródło: Maratony Polskie

Ten klient w czerwonej czapce to ja :P
a oto rezultat :





1:52:37

Gratuluję sobie i całej ekipie z Rakowni za doping , trzymanie kciuków, i gratulacje na mecie :)

Na dzisiaj myślę że to jest max co mogę wycisnąć , teraz będzie coraz cieplej i coraz gorzej .
A dyszkę pobiegłem prawie tak szybko jak w poznaniu -dziwne to jest .

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

męczeństwo

pobiłem rekord , nie wiem czy się chwalić czy nie
było ognisko , pięć albo sześć browarów na koniec przydusiłem panem Tadeuszem ...

pierwszy telefon był na drugi dzień o 7 30 ...
wstałem na 9:00

zrobiliśmy 10 km , było mało i jeszcze piątkę co najmniej w drugim zakresie
udało się ... nie spawiować

bezcenne ,
człowiek nie wielbłąd

wiem, nie jestem idealny

czwartek, 25 kwietnia 2013

wtorek, 9 kwietnia 2013

Połówka w Poznaniu.

Przeholowałem , tak krótko można opisać 6 Poznań Półmaraton .

Tydzien wcześniej biegałem Różę Wiatrów na 25 km , dostałem zdrowo po dupie. Właściwie to sam sobie dałem . Obiecałem sobie, że przez kolejny tydzień, czyli ten poprzedzający będzie regeneracja.
Niestety , następnego dnia pobiegłem 15 km w tempie startowym . Jak mogłem odpuścić jak obiecałem , i tak udało mi się urwać 5km , bo założenia były inne.
To była niedziela .
W poniedziałek z sąsiadami 7 km w tempie regeneracyjnym , ale nogi bolały zdrowo .
Wtorek wolne
Środa z sąsiadami ale tym razem 10 km żeby udowodnić im że nie biega się codziennie .
Zamysł się sprawdził , w czwartek odpuścili. Było dużo śniegu na trasie , i nogi bolały jeszcze bardziej .
Do Poznania już nie biegałem .
Pojechałem z Kasią i Zbyszkiem , narada była krótka i węzłowata .Biegniemy razem na 1:50 a póżniej się zobaczy. Plan ambitny . Pamietajmy że najszybciej pobiegłem połówkę w 2:02...
- błąd nr.1
Ubrałem długie leginsy i krótkie na nie , koszulka i bluza z długim rękawem .
Ubrałem się najlżej z całej naszej trójki .
Jak stałem na starcie już wiedziałem że jest kicha . Kilka misięcy nie było słońca, w niedzielę się pokazało.
Było bez wietrznie. A ja miałem jeszcze czapkę ///
-błąd nr.2
Bieg na 1:50 , właściwie to biegliśmy jeszcze szybciej . Zbyszek zostawił nas na 3 km, ja zostawiłem Kasię chyba na 5 km , gdzieś się pogubiliśmy na pit stopie .
na 10 km ( zrobiłem życiówkę na 52min) miałem dosyć , napiłem się izotoniku i złapała mnie kolka .
Na Rolnej dogonił mnie balonik 1:50 i zostawił .
Na drodze Dębińskiej jeszcze był w zasięgu , ale już odpusciłem , kolka zatykała mnie coraz bardziej .
Musiałem zwolnić . Trochę się przemaszerowałem . Pod mostem na Hetmańskiej dogoniła mnie Kasia.
Złapałem jakiś kryzys . Ogarnąłem się dopiero na 15 km .
Pobiegłem dalej już do mety . Nie byłem wstanie już gonić . Biegłem sobie tempem treningowym .
Straciłem nadzieję na jakikolwiek satysfakcjonujący mnie wynik .
Dla mnie liczył się styl . Myślałem ,że jestem dobrze przygotowany ....
Garbary , Most Rocha, i dalej pod górkę .Na ostatnim pitstopie już nie piłem .lekko z górki i meta .

Ucieszyłem się jak zobaczyłem na zegarze 1:57 , mimo wszystko widok jedynki z przodu daje kopa :)
Mała satysfakcja : przybiegłem przed Rysiem G, w Zbąszyniu wyciął mnie na finiszu , dzisiaj się odgryzłem .

Czy powinienem być zadowolony ?
Pewnie tak , poprawiłem się o 5 min , w sumie na mecie wyglądałem świeżo , nie mam zakwasów .
Można gdybać , że powinienem biec na 2 godz i od połowy przyspieszyć ale kto to wiedział .
tak to jest jak jedziesz z kumplami , jedni mówią szybciej, drudzy wolniej ehhh

No, ale mam co poprawiać i wiem że dam radę .

Jeszcze jedna rzecz mi się nasuwa :kiedy w zeszłym sezonie biegłem w Poznaniu i wykręcałem rekordy na poziomie 2:15 to bardziej to przeżywałem , widziałem więcej kibiców, było więcej kapel po drodze było fajniej . Teraz miałem klapki na oczach .

****
nie będę pajacował ze zdjęciami bo narazie ich nie mam

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Róża Wiatrów 2013 BnO

Pierwszy raz i nie ostatni . Mistrzostwo świata . Bieganie na orientację .
Nie szukałem daleko, Koziegłowy ,Róża Wiatrów.

Jak miło , paru ludków, kameralniej się nie da.
Z racji że pierwszy raz dystans niezbyt okazały z założenia 25.km .
Poszukałem stary kompas produkcji radzieckiej, koc termiczny , butelkę wody, marsa i skibkę chleba.

Wiedziałem że nie będzie lekko , w lesie masa śniegu i to tego najgorszego, najcięższego.
Lubię mapy, zawsze za dzieciaka uwielbiałem przeglądać atlas, nie wiedziałem jak będzie czy się nie pogubię, w harcerzach nie byłem ale dużo w rajdach chodziłem za młodego . Pamiętać zapewne książeczki PTTK gdzie wpisywało się kilometry ? Póżniej była szansa na odznakę kolejno złotą, srebrną i brązową .


Nie mogłem dospać i na  miejscu byłem już o 7:30 a bieg był o 9:00....
Wypełniłem oświadczenie , później krótka odprawa i w drogę .
Zacząłem szybko pierwszy punkt był stosunkowo prosty bo na płocie w miasteczku .
Następnie obrałem azymut na szagę i na Dziewiczą Górę . Tam już nie było tak łatwo , śniegu było pod łydkę i zaraz mi się zrobiło mokro w butach . Pokręciłem się tam i bezproblemu odszukałem kolejne cztery punkty. W tej cześci rajdu kożystałem z mapy bardziej dokładnej skala 1:10000
I to mnie zgubiło przy kolejnym punkcie .Za daleko pobiegłem . Nie bardzo było się kogo spytać i zacząłem szukać pomocy w multimediach . Właczyłem endomondo , chciałem poszukac jakiejś mapy , ale niestety .
Trzeba było wrócić. Straciłem może z 600 m .Kolejne dwa punkty OK . I znów za daleko pobiegłem .
Tu  już dałem ciała i rozpędziłem się o dobry kilometr.

Dalsze punkty poprzedzone były długą przebieszką . Biegłem i biegłem i wkoncu przeszedłem w marsz. całkowicie opadłem z sił, sniegu yło co nie miara , nogi mi strzasznie grzęzły no i bieganie po górze dało mi w kość . Dostałem sięna traktat poznański . Tam spotkałem pierwszego kolegę . Koleżka biegł na 50 km i muszę powiedzieć że miał lepszą mapę niż ja . Coprawdę nie mógł się odnaleśc w chwili kiedy go spotkałem bo wynurzył się z lasu centralnie na drogę i wcale mu się nie dziwię .
Biegliśmy dalej, ja zbliżałem się do najbardziej oddalonych punktów , on niestety jeszcze nie .
Pisałem że miał lepszą mapę bo miał . Moje dwa punkty były narysowane tak ni jak , on miał większą skalę mapy , były zaznaczone płoty i takie tam . O wiele łatwiej . Kolega w tym momencie nawigował i bardzo dobrze bo ja się nie mogłem odnaleść .
Pożegnaliśmy się . Ja wracałem a on pobiegł w kierunku Rakowni .
Spory kawałek drogi miałem przed sobą i mocno zgłodniałem . Biegłem już dobre trzy godziny (czas bardzo szybko płyną)w drodze . Zjadłem batona , niestety nie chciał się za bardzo rozpuszczać w ustach i popiłem lodowatą wodą . temperatura była około zera .

Dobiegłem do Klinów i tam czekała mnie długa prosta przez pola. Tam dopiero zmarzłem .Wiało jak diabli a ja już nie miałem siły biec bez przerwy . Znalazłem ostatni punkt i szpula do bazy .
Myslałem że nie dobiegnę .
Nie wiem ,nie pamietam ale dobiegłem w okolicach godziny 14 tej . oddałem kartę , dumny jak paw że zaliczyłem wszystkie punkty . Jak było miło jak usłyszałem że jestem czwarty !
A wydawało mi się że bedzie gorzej .

Odsapnąłem troszkę , wypiłem gorącą herbatę , zjadłem makaron i poczłapałem do auta po suche rzeczy.
Stopy miałem mokrusieńkie,ze skarpetek mozna było wodę wyciskać.

Posiedziałem , pogadałem z panem co właśnie setkę przebiegł , popatrzyłem na koronację najlepszych na dystansie 100 i 25 i do domciu .
Jedno niedomówienie zostało . Pan powiedział że dobiegłem czwarty a dyplom dostałem za zajęcie piątego miejsca. Ale i tak jestem dumny .

czwartek, 28 marca 2013

Winter

To nie jest tak , że nic nie robię.
Owszem miałem perturbacje zdrowotne , ale się jakoś wykaraskałem .
Psa mi dzik użarł , i troche z tym biegania było .
Warunki są cieżkie w lesie , słoneczko coraz bardziej grzeje , a gdzie jest ciepło zaraz pokazują się kałuże i błoto wyłazi . Naokoło notorycznie trwa budowa , ekipa kopie kanalizację w całej Zielonce i to tez nie pomaga .
Ale daję radę .
Rozpoczynam tak naprawdę drugi pełny sezon .
Poprzednia zima była namiastką tego , co zrobiłem teraz .
Postawiłem sobie ambitne cele , muszę się czegoś trzymać .
Moja uporczywa walka z wagą nareszcie przynosi efekty . Sam sobie nie mogłem pomóc i udałem się do specjalisty . Pani dietetyk wysłuchała co i jak u ustawiła mi jedzenie na poziomie 1700 kal.
efekt ?
trzy tygodnie 5 kg w dół , jak babcię laczkiem :)
(pyry wiedzą o co chodzi )
spadek wagi zaraz przekłada się na szybkość i wytrzymałość , tak jak miałem problemy utrzymać stalą prędkość na 20 km , tak teraz jestem zachwycony .
Dwa dni temu przebiegłem 18 km w 1:43 co jak dla mnie jest absolutnym kosmosem
W Wielką Sobotę czeka mnie bieganie na orientację w Koziegłowach , wybrałem bieg na 25 km
Nigdy wcześniej nie robiłem czegoś takiego , w harcerzach nie byłem . Mam nadzieję że nie zginę w lesie , kompas mam i GPS w komórce :P
No a za tydzień sprawdzian w Poznaniu na półmaratonie .
Będzie życiówka bo ta ze Zbąszynia to teraz taka słaba mi się wydaje.

A i muszę się pochwalić że udało mi się zarazić kolejnego sąsiada do biegania .
Super Przemek byle tak dalej , drugi też mi obiecał że zacznie , ale on mi obiecuje już drugi rok .
pozdro Sosna ;P

 

środa, 27 marca 2013

Mrożon ma L4

Dlaczego warto biegać z psem na smyczy po lesie ?

-bo bezpieczniej ,
-bo taniej.
-o jest mniej roboty później,
-bo pies nie musi mieć L4 ,
- smycz kosztuje mniej niż leczenie psa ,
- bo pies nie przyjmuję antybiotyków ,
- bo nie trzeba uważać na dzikie zwierzęta,
-bo nie trzeba psa wołać 15 min , jak poleci za sarną ,
-bo pies nie pogryzie się z borsukiem,
-bo trzeba wydać 3 stówy u weterynarza,
-bo dzik Ci psa nie potarmosi

Ku przestrodze , Polak mądry po szkodzie .

zdjęcie jest zrobione w tym roku , jak mieliśmy atak wiosny w Wielkopolsce 

poniedziałek, 11 lutego 2013

Nike - Zoom Structure+ 15 - bieganie

Nie mogłem  dłużej wytrzymać. Cały czas trzyma mróz w wielkopolsce , trasy biegowe zamarznięte  więc zdecydowałem się w końcu założyć Nike .
W sobotę przebiegłem lajtowo 10 km po lesie  wziąłem psa na doczepkę , obiecałem mu , już dłużej nie mogłem się wykręcać .
Nasza trasa przebiegała praktycznie po drogach utwardzonych , nogi się się wykręcały bez przerwy , musiałem na kundla uważać , bez przerwy mi drogę zabiegał . Osioł . Nie pies.
I co ?
Nie są takie szerokie w palcach , stabilizacja trzyma ,jak najbardziej , no i tak jak by miały obcas , jakoś tak wysoko w nich . Czułem lekką sprężystość .
Ale to wszystko w lesie .Buty kupiłem z myslą o szlajaniu się po twardym , wiec poszedłem za ciosem i w niedzielę poleciałem po płaskim .
Psa już zostawiłem w domu , prawię się rozryczałem jak mi podeptał buty , tymi swoimi wielkimi , czarnymi łapami .

W niedzielę wybiegłem na spokojnie , na asfalt . Nie planowałem jakiegoś wielkiego przebiegu .
Na początku dość sztywno , odczucie obcasa w bucie pogłębiło się jeszcze bardziej , potwierdziło się to że but jest węższy niż jego poprzednicy . (czytaj - NB). Po pierwszym kilometrze zacząłem odczuwać dyskomfort w lewej nodze.
Dokuczał mi ból kostki , w trakcie powiększania kilometrażu przeniosło się to przez kolano , aż do biodra .
Było to nieznośne . Im dalej tym było gorzej . Bolało mnie do 10 km , poźniej wbiegłem na ocinek drogi w lesie , i musiałem się jakoś zawiesić , (biegłem z empetrójką , miałem jakieś swoje przemyślenia po drodze) bo jak się odwiesiłem i wróciłem do rzeczywistości po kolejnych trzech czy czterech kilometrach ból minął.

Nie miałem już żadnych problemów , miałem jeszcze po drodze trzy duże podbiegi i później znowu las .
Tego dnia pokonałem 18km , nie było szybkiego biegu , bardziej cross po okolicy .
Muszę się przyzwyczaić , nogi się muszą przyzwyczaić. Wierzę że dobrze kupiłem buty . Muszą się trochę uklepać , mimo wszystko są trochę sztywne .
Samo wykonanie na pierwszy rzut oka jest nienaganne , ładny wygląd, fajna kolorystyka, kilka odblaskowych elementów ale cena katalogowa na poziomie 440 zł to porażka .

czwartek, 7 lutego 2013

Aaauuu !

Wczorajsze wieczorne bieganie  z Tomikiem K .
W końcu się spotkaliśmy po całym tygodniu umawiania .
Mieliśmy biegać w czwartek czyli dzisiaj , a nie wczoraj .
Ale Tomasz szybciej wrócił z podróży służbowej .
Mroźno , 21 wieczorem , na głowie nówka sztuka czołóweczka  Tikk2 :)
Gdzie lecimy , a do lasu .
A nie boisz się ?
Ale gdzie tam !
Kurczę mnie ostatni dziki wystraszyły .
Eee tam ....

Wieczór wcześniej biegałem , ale po asfalcie
Pierwszy raz z latarką . Wydawało mi się że moja świeci zajebiście ..
Zajebiście to świeci lampka Tomasza . też ma Petzla ale XP ...;)

Podobało mi się :
-klimat
-para w świetle czołówki
-zimno
-oczy w lesie :)))


Jedno co mi się daje w znaki do dzisiaj to kostki .
Było mroźno, były koleiny , ziemia zmarznięta , zamarznięte kałuże , lód i dołki . 
Parę razy kostka mi się wygięła i dzisiaj ją czuję . 

W piątek znowu biegniemy :)











 

wtorek, 29 stycznia 2013

Szykuj się !

Trzeba mieć plan

Wiadomo że bieganie po górach to nie to samo co po płaskim .
Bliżej mi do crossów w lesie niż do asfaltu . Moje treningi biegowe odbywają się w lesie i nie jest tam wcale płasko . Górki i dolinki , podbiegi i zbiegi .
Wcale nie jest tak prosto jak się wydaje . Bardzo dobry teren na przygotowania do Chudego .

Muszę mieć plan .

Samą wiarą we własne umiejętności i samozaparcie Wawrzyńca nie przebiegnę . Nie dam rady tak się spiąć i w 100% zrealizować to co sobie założę. Mam nadzieję że jak to będzie 70 % to tak będzie zajebiście .
Trzeba zrobić rozpiskę .

Luty się zbliża , muszę kupić czołówkę i biegać po robocie o 23 ,
do południa nie dam rady , wypadają mi też co niektóre weekendy .
Trzeba kupić trochę sprzętu . W tym roku kupiłem nowe buty na płaskie , pewnie będę musiał jeszcze jedne ...
Nigdy nie biegałem z plecakiem , a mam taki 32 litry , nie za duży ?


aaaaa
wczoraj kupiłem rower od kumpla

kolarzówkę :)




poniedziałek, 28 stycznia 2013

więc

konkluzja na poniedziałek

niedzielne wolne wybieganie było tak szybkie i tak długie  jak mój drugi czas na półmaratonie w zeszłym sezonie
to był poznań i prawie zemdlałem na mecie

 lol

niedziela, 27 stycznia 2013

Niedzielne bieganie

Endomondo Bieganie Workout: was out bieganie 20.82 km in 2g:15m:46s using Endomondo.

No no pierwszy raz w tym roku tak długo .
Ale ekipa była mocna i wstyd było biec krócej .
Piękna jest ta nasza Puszcza , żubrów na polanie nie było ale wiewiórki skakały.
Śniegu i mrozu starczyło dla wszystkich .

Bardzo dobrze , 20 kaemów bez zatrzymywania , w pięknej scenerii , i z fajnymi ludźmi :P
szron na czapce i rękawiczkach '

smark do pasa
Czuwaj !
ZIOMALE

niedziela, 20 stycznia 2013

Chudy W.

Jak bardzo trzeba mieć nasrane we łbie aby zapisać się na 50km po górach mając na koncie tylko jeden maraton   i  kilka połówek ?

Może dlatego że styczeń, może że mam tydzień wolnego i dużo w necie czasu spędzam ?
Może dlatego że celu na ten rok nie mam . Głupio tak bez celu biegać !
Tak jest Chudy Wawrzyniec !!!!

w sierpniu , ale będzie przygoda , nie mogę się doczekać !!!!

Dziękuję Marcinowi z Biegamblog to on mnie natchnął .
oczywiście że nie będzie łatwo , nigdy nie jest , będę beczał jak te owce
masa pracy mnie czeka , rodzinę trzeba przekabacić , fundusze zebrać ,sprzęt kupić ,fizycznie się przygotować, bo mentalnie już jestem od tygodnia :)

Musiałem to ogłosić , co by nie speniać i się nie wycofać czasami :)





czwartek, 17 stycznia 2013

Nike - Zoom Structure+ 15

Gwiazdor był w zeszłym roku , ale przyniósł mi bardzo fajny prezent . Bon podarunkowy do sklepu biegacza.
Po wielu bojach ze samym sobą wkoncu dotarłem na Słoneczną .  
Po krótkim badaniu na bieżni potwierdziło sie to co było już wiadomo . Pronacja . 
Więc wybór butów dość ograniczony , że kajak 46 sprzedawca przyniósł trzy rodzaje butów . 
cena od 500 (kajano) do 300 Nike ...
po przymiarce muszę to przyznać że kajano są najbardziej wygodne ,super leżą na nodze 
dwie pozostałe pory butów Nike i inne Asics - y podobny poziom wygody .

Niestety znowu górę wzięła ekonomia i kupiłem Nike . Do tego dobrałem sobie spodnie do bieganie , leginsy trialowe Asicsa bo to co mam to masakra jakaś . Biegam w zwykłych spodenkach z decatlonu które choćby nie wiem jak mocno zawiązał to i tak mi spadają . 

po zakupach pojechałem wraz z ojcem do klubu wypróbować byty na bieżni . 
ojciec ma tam codzienne treningi więc zabrałem się na doczepkę :) ach ogry zostawiłem u mamy , przecież są  ferie :)

Nie miałem styczności z bieganiem po bieżni , jedyne co to w sklepie przy okazji kupna butów 
Cięzko było mi się ogarnąć. Nie mogłem utrzymać tempa , ani równowagi . Miotałem się do przodu i do tyłu w lewo i w prawo . Absurdem jest mierzenie tetna po przebiegnięciu kilku kilometrów , gdzie trzeba położyć ręce na uchwytach . 
Po przebiegnięciu 10km skończyłem . Lało się ze mnie okropnie, już zapomniałem jak może być gorąco. 
Biegało mi się bardzo lekko . Nie miałem ustawionych podbiegów . 
Po zejściu z maszyny strasznie kręciło mi się w głowie , czułem się zupełnie jak w zeszłym roku na kutrze gdy   pojechałem na dorsze. (to jest temat do innego bloga nie obieganiu tylko masochizmie )
Do szatni szedłem jak pijany . Nie wiem czy to normalne , czy kwestia przyzwyczajenia. 
Na bieżni buty były ok . Czułem że dobrze pracuję stabilizacja . Teraz wiem że w starych paputach już jest wyjechana .  Kolejną ważną cechą przy wyborze była szerokość buta w przedniej części. Miejsca na palce jest naprawdę dużo . Jak miałem asics na nogach to tak średnio to wypadało , a że na maratonie ostatnio paznokieć mi cały zsiniał wolę chuchać na zimne . 
Mam nadzieję że butki wytrzymają z rok, bo będą miały w tym roku ciężko :)))


Jak wybiegnę w teren chętnie coś o nich napiszę , póki co w lesie będę katował stare NB 

środa, 16 stycznia 2013

dokąd to ?

wiadomo jak to sie zaczyna , historia jakich wiele , dzieciństwo na sportowo później coraz gorzej coraz mniej i w końcu stagnacja , narastające zmęczenie niechęć , nuda , niezdrowy tryb porażka .
praca ,praca , rodzina ,dom, praca w końcu wielu tak miało 
za wielu , zróbmy coś , ale co , sport narodowy nr 1 
noga ,
piekne orliki , co najmniej dwa w mojej małej miejscowości , skrzyknęliśmy się,
nie uwierzysz ilu ludzi sie zjawiło , każdy tak ma , jak ja lat od 20 do 50 , tylu nas było że cztery druzyny trzeba było zrobić , zabawa przednia ,kondycji zero, kopanina ale smiesznie taka nasza ekstraklasa 
na drugi dzień w pracy równie śmiesznie , 40 paralityków :))
i tak gralismy raz na tydzień, z czasem ludzi coraz mniej , coraz mniej śmiesznie, coraz bardziej na serio , pamietam do drugiego kopnięcia w goleń wytrzymałem 
odpuściłem sobie nogę z kolegami , szkoda zdrowia , a tak było fajnie na początku
rozochocony piłką już wcześniej zaczałem biegać , to kopanie po nogach utwierdziło mnie w przekonaniu ze ide w dobrym kierunku , że prosto idę ale celu jeszcze nie miałem 
kompletnie byłem nie swiadomy, wkroczyłem w inny swiat , miałem znowu radochę
a pozniej internet , ooooo, tam dopiero , do teraz mnie trzyma 
pierwsze zawody nie zapomnę . mistrz świata w biegu dookoła świata, 
tak się czułem , 20km , to były lata świetlne chyba , po tym miałem zgon dobry tydzień ale motywacja 100% 
To był pierwszy sezon . Dwa biegi . Szedłem na żywioł, nie było tam nic oprócz radochy.
Sezon 2012 . jakże inny, z czasem zwiekszałem kilometraż , bardziej z glową, nadal radość ,jasne, przyjaciele ,zmieniło mi sie , przestałem tak czytać, kozystać z rad, ja sam .
rytuał , 
Więcej biegów, w pierwszej części sezonu raczej nadal nie ogarnięty, na pałe, na dzika byle do przodu, jeździec bez głowy. Nie przekładało się to na wynik . W sumie mi nie zależało. 
I jest pierwszy maraton. 
Dziewic bohater.
nadal treningi , jakość lepsza.
Teraz nowy sezon. jakościowo jeszcze lepiej.
nadal mi się zmienia , teraz nie zależy mi tak na zawodach, wiesz , mam ten swój las i tam mi dobrze 
biegam coraz dalej i dalej coraz bardziej jestem ze sobą zespolonony, wziąłem się za jogę , może to przez to . nie planuje biegów poniżej 20km , ciągnie mnie do maratonu, ciągnie mnie do biegów na orientację , w góry .
Zobaczymy jak będzie jest styczeń . 
jest duzo czasu , pewnie mi się znowu zmieni 


poniżej link do filmiku , mam nadzieję że się autor nie obrazi ,
dokonał czegoś wielkiego , mam nadzieję że i ja dam radę :)
http://www.youtube.com/watch?v=Clkr43T90b4