poniedziałek, 22 grudnia 2014

Happy New Year 2015

Moje postanowienie Nowo Roczne ?

TP50 

przełam się , już ! 

ps. 

znalazłem zagubioną Moskwę . :3

tyle wygrać !!!


środa, 19 listopada 2014

Nocek 2014 rajd na orientację .

Z nockami jest tak że ujawniają się w ciemnościach , gdzie normalni ludzie  śpią , cisną TV  lub mączą pada od x bolca , nie cisną internetów , facebooka , nocki przedzierają się po nocach w lesie , łażą po mokradłach i zwalonych drzewach , przeczesują ruiny , gubią się , wdrapują się na góry , drapią się jeżynami , wytrząsają igliwie z butów .To zwierzęta stadne , bardzo ruchliwe.


To były niezwykłe zawody bo i nie zwykli ludzie je organizowali . Przyświecał im szczytny cel , pomoc dla potrzebującej dziewczynki . Oli .Bardzo chorej .
http://pomagamoli.pl/
Organizatorem jest Klub Sportów Górskich "DIRETA" z Gniezna .
Na początku a jakże miłe losowanie drobnych upominków , ale dobranych ze smakiem . Mianowicie książek o tematyce turystycznej , jak na klub górski przystało. 
Kilka ciepłych słów od organizatora odnośnie reguł zabawy . Dla mnie nowością było dorysowywanie na mapie dodatkowych punktów w trakcie biegu . na wybranym Pk była informacja że gdzieś niedaleko bądź daleko znajduje się dodatkowy punkt . Obok perforatora na sznureczku wisiał kątomierz i linijka do wyznaczenia azymutu i odległości .
Drużyny startowały w odstępach dwu minutowych .Moja "Pobiedziska" startowała w 26 min czy jakoś tak  .
Moja , czyli Artur i ja . Startowaliśmy z punktu A , od był odnośnikiem i naszym p. zero od którego zaczynała się dalsza zabawa .
Po weryfikacji na A ruszyliśmy po swoje .
Zaczęliśmy od trójki , później 9 . Tam dogonił nas koleś z czołówki co szybko biegał - Piotrek .
Przebiegliśmy przez szosę drogą dla zwierzaków , w kierunku PK 15 - po drodze zające
Piotrek co szybko biegał miał jakieś słabsze momenty w nawigacji , bo ile razy nam uciekał tyle razy do nas wracał . Trzymaliśmy się razem do PK 16 , jak znowu przebiegałem przez S5 tkę prawie sobie kostki powykręcałem przez doły jakieś , pokopane pod sadzonki  ! grrrr
Na 16 Pk dopadła nas pomroczność jasna , bo straciliśmy tam ładnych parę minut , tam spotkaliśmy Dominika , nie mam pojęcia skąd on tam się znalazł .
Czwórka okazała się trudna nie wiedzieć czemu , ale to nic bo za czwórką nie było lepiej .
- Tam lecimy ! - pokazuję palcem w jedną stronę
- Co Ty gadasz , tam ! - Artur pokazuje w drugą .
- Zobacz , ty jesteśmy !
- Jakim cudem ????
- Tu te linie z prądem ! Patrz !
- Kompas mi nie działa ….
- ???
- W lewo teraz , tą drogą !
- Skąd wiesz ?
- Nie wiem….
Biegniemy na PK7  ścieżką  w kierunku jeziora , z lewej strony ogrodzenie .
- Teraz w prawo !
-Nie, jeszcze prosto ! Tej drogi nie ma na mapie !
- W prawo !
Pobiegliśmy . Jacyś ludzie z browarami .
-Byliście na siódemce ?
- Taaaak …..
- W tamtą  stronę ? - pokazuje palcem
- Taaaak …..
Wbiegliśmy w jakąś przecinkę ,
- To nie tu ! Dalej !
- Patrz , za nim, biegnij to Mistrz .
-Mistrz ?
-Przez duże M  .
I faktycznie . Mistrzu od razu poszukał PK , co zresztą nie było trudne . Znajdował się dosłownie dalej jakieś 10 metrów , a przy punkcie wiary było tyle co w sobotę ludzi w biedronce w Murowanej Goślinie , a natężenie luksów jak za starych dobrych czasów gdy kolejorz miał jupitery .
Nie tracąc czasu polecieliśmy dalej na Pk17 , Mistrza już dawno nie było . Gładko , podbita .
Pk 2 jest od siedemnastki dosłownie dwa centymetry na mapie . Ile można przedzierać się dwa centymetry , szukać , wiem tylko ja i mój kumpel, który ogarnął się szybciej niż ja i w końcu PODBILIŚMY punkt.
Pk 19 prosty , na kolejnym wystraszyła mnie zajebista sarna . W nocy wszystko jest zajebiście wielkie . Te zające co widziałem wcześniej też były bardzo duże prawie jak ta sarna .
Do trzynastki lecieliśmy rowem i tam spotkaliśmy ekipę z Oriento Expresso .  Beatę i Marcina .
Szóstka prosta , Pk 21 bez sensacji , problemy zaczęły się przy PK8 .
Woda , zwalone drzewo , koniec świata (czytaj :mapy) , zmarnowane 30 min , jeżyny , echhh…
Cztery osoby szukały , my i Oriento . W końcu w bólach urodził się Pk8 , niestety na punkt 27 musieliśmy czekać kolejne pół godziny . Oczywiście można zawalić wszystko na starą mapę , zakrzywienie czasoprzestrzeni , wadliwy kompas , że biegun magnetyczny ziemi się przesuną , na noc , na las i dzikie zwierzęta . No , ale odnalazł się .. punkt … w końcu .

(p 27 i 8 Trójkąt  Bermudzki )

Dalej jakieś ruiny stodoły , chałupy czy czegoś tam , kolejny przerysowany p.25 gdzieś w lesie .  Zdrowo pokiereszowany przez maliny . Szpula na 23 . Tam Artur wykazał się kunsztem nawigacyjnym , ja osobiście podchodziłbym z innej strony . Ale czapki z głów .

Pk12 i 18 prościzna i bieg na bazę .
-
Wpadamy na metę tam oklaski (jestem nieprzyzwyczajony) jesteśmy czwartą ekipą .
Mistrzu już wykąpany .
Zjadłem pączusia (bardzo dobre ) , szklanka wody (równie wspaniała ), miłe rozmowy z Panią Organizator (bezcenne), jabłuszko (pycha).
Jestem mega zadowolony i nie dlatego że po oficjalnych wynikach okazało się że mamy … uwaga …
III miejsce (!!!) tylko dlatego że było tak miło , organizatorzy i uczestnicy zadbali o miłą atmosferą , którą czuć było w powietrzu już na odprawie , że się znamy , że jesteśmy z tej samej gliny .
Mam nadzieję że za rok znowu się zobaczymy !
nabiegane : 37km
czas : 6:07
miejsce : 3 uhahaha J




poniedziałek, 3 listopada 2014

Nocny Marek 2014


- Jak jedziemy w końcu , ja z tobą czy ty ze mną ?
- Nie wiem .
- Zabiorę cię , spotkamy się po drodze .
- Dobra .

- Nie wyrobię się jeszcze jestem w dupie . Gdzieś .
- Ale ja już jadę ,
- Podjedz do mnie do domu , zabierz mnie z tamtąd .
- Niech będzie.

- Mamy wszystko ?
- Raczej tak
- No to w drogę .

Dojechali , na rajd Nocny Marek w Nowej Wsi Wielkiej , przy pomocy nawigacji ...

- Gdzie się przebieramy ? Tu czy w środku ?
- Nigdzie nie będę łaził , tu się przebieramy .

1 stopień do plusu , przebrali się na parkingu .

Ustawieni na starcie , organizator coś opowiada ,
- Co on powiedział ??

Biegniemy , gdzie te mapy , biegniemy
- Co to ?
- Naftobaza chyba .

-Mapy ! Mapy ! na 25 km !
-To ja jedną poproszę ,
- Co oni mówili o pk 99 ?
- Że później będzie .
- Acha , ok .


- Powodzenia , do zobaczenia na mecie .
- Powodzenia .
Patrzę na mapę , świecę latarką .
- Gdzie ja jestem , gdzie ten start , tu czy wcześniej , jasna cholera  !
jak dziecko we mgle .
-Aaaaa już wiem , trójka , biegnę do trójki .
Biegnę przecinką , wiem co robię , naprzód przed siebie , jacyś ludzie z lewej też biegną , nasze ścieżki się łączą , Artur .
- Chłopie gdzie biegniesz , pokaż mapę .
-To tak jak ja , na trójkę .
- To Wojtek , razem Grassora biegliśmy .
-Wojtek .-powiedział Wojtek
-Tomek. - przedstawiłem się .
Razem jak trzej muszkieterowie w nocy w lesie pod Bydgoszczą.
Miło , jest siła razem , dziarsko . Skrzyżowanie ,
-Tam na azymut w las !
- Rozkaz .
Dobry jest , mówi że między grzbietami , umie mapę czytać , zawodnik  . Jeszcze 50 metrów .
Pierwszy punkt , tj trzeci .
Zegnajcie przyjaciele , zostałem sam . Artur z Wojtkiem mają trasę 50 km , pobiegli swoje.
Szybciej biegają.
Na punkt nr jeden . Prosta droga , z przodu jacyś ludzie , dobre 300 metrów , ale widzę że droga prosta , biegnę spokojnie przed siebie . Powoli doganiam , mijam jakieś dziewczyny które wybiegły z prostopadłej przecinki (jak to możliwe ,, gdzie one biegają , to już nie pierwszy raz widzę coś takiego ). Do jedynki po śladach , za światłem jak ćma jakaś trafiłem . Przy PK Artur z Wojtkiem .
- Hola panowie , gdzie biegniecie jak wasza mapa ?
Dopiero teraz patrzę że punkty się pokrywają co najmniej do szóstki .
W tym momencie byłem tak zakręcony że nie wiedziałem gdzie jestem , zapomniałem że mam kompas , opierałem się tylko i wyłącznie na doświadczeniu Wojtka i Artura , zapewne że biegłem za światłem a sam nie myślałem przy tym wcale.
Biegliśmy przez jakieś kieretyny , przez las , wpadliśmy na drogę . Odnalazłem się pod slupami wysokiego napięcia . Piachem pod górę prosto i w lewo . Było teraz prosto biegliśmy do piątki , prowadziłem ( takie odnosiłem wrażenie ) . Kolega zarządzili :
- Tu w prawo tym bagnem , na skraju lasu !
- Tak jest !
PK5 zdobyty , powrót scieżką , chwila zawahania i wybieg na długą prostą w kierunku PK6 .
Tu było miło i przyjemnie , koledzy opowiadali o swoim Grasorze , o Kieracie i o dziewczynach .
Przed szóstką Artur się odłączył i pobiegł przez pole my dalej w łatwiejszym wariancię drogą i w lewo nad polaną . PK 6 zdobywaliśmy łacznie w sześć osób , była tam jakaś fałszywa droga i trochę ludzi tam się kręciło . Znalazł się Artur .
Siódemka była prosta , biegliśmy do niej grzbietem wzniesienia , nastepnie odcinek specjalny i po  kolei A,B,C , przy B było trochę przedzierania to tam gdzie było skrzyżowanie rowów . do C prosto na wzniesienie . Tu się na dobre pożegnałem z towarzyszami i trasa przebiegała już zupełnie inaczej . Udałem się w kierunku D , tam się trochę pokręciłem , zresztą nie ja jeden ,
- Znalazłeś D ? - Zbyszek H
- Tak , tam na górze . - odpowiedziałem dumny jak cholera .
E i F prosto i przyjemnie tym bardziej że toważyszyło mi sporo latarek w okolicy .

znowu nastała ciemność kończył się odcinek specjalny i przychodziłem na mapę 1:50 000

Stanąłem jak dupa na krzyżówce , potrzebowałem zachęty i bodźca by zdecydować się by pobiec tą ścieżką , ewentualny błąd w wyborze mógł mnie sporo kosztować , czekał mnie długi odcinek prosty .
Bodziec nadbiegł po moich śladach :
- Gdzie jesteśmy ? -pytam
- Chyba tu .- odpowiada bodzieć
- Nie uważasz że powinniśmy biec tu proso ? -pytam
- Tam była lepsza ścieżka ja ide tam .
Patrzę za nim jak się oddala .
Pierd....lę !
Biegnę swoje , prosto , moją drogą . Ubiegłem może ze 100 metrów , widzę leci latarka przez las na krechę w moją stronę .
-Miałeś rację , tędy . -powiada
Uff , co dwie głowy to nie jedna . Ta nasza droga wcale nie wyglądała na taką pewną , gubiła się i odnajdywała , niby prosta , a jednak nie , w końcu dobiegliśmy do grubej drogi , udało się zweryfikować punkt w którym się znajdowaliśmy , zostala do pokonania nam łatwiejsza droga do mety .
PK8 , Pk 4 do Pk2 to długie przebiegi bez historii , łatwe i przyjemna , mnie łapały już skurcze , koledze wysiadało kolano . Rozmowy o wszystkim i o niczym jak to w sobotnią noc w lesie pod Bydgoszczą. Trochę się zakręcilismy przy zdobywaniu szczytu na PK2 , zbiegliśmy z góry nie w tą stronę . Później już tylko PK99 i prosto do mety .
Biegliśmy prawie bez przerwy , za wyjątkiem drobnych przechadzek by odpoczęły przez moment moja łydka , a kumpla kolano .
Na metę wbiegliśmy z uśmiechem , to najważniejsze .

Była chyba 00:30 jak byliśmy w szkole . Napiłem się herbatki , usiadłem przy stole , w końcu przedstawiliśmy się sobie
-Tomek
-Mateusz
I tak sobie rozmawialiśmy i naszych przygodach z BnO , rajdach , kolegach , o wszystkim i o niczym . Było bardzo miło . Mateusz poszedl spać , ja czekałem za Arturem .
Gdzieś pomiędzy 3 , a 4 tą godziną. Podczas makaronu, zasłyszane  :
-Słuchaj młody , muszę zapytać
- Dawaj .
-W imieniu Twojej dziewczyny .
- ???
- Znalazłeś ten p. G ?
- ...
(wymowne milczenie )
- Nieeeee ...
(beka) wyraz twarzy pytanego , nie do zapomnienia
...

czekałem , czekałem trochę kimałem , w końcu przybiegli , dzielne chłopaki

Nawigowanie w nocy a w dzień ,
W pierwszym odruchu :
- Nie no co ty gdzie w nocy po lesie , przecież nic nie widac , zimno , jeszcze coś mi się coś stanie i te leśne zwierzęta .... eee to nie dla mnie

na mecie
- Spoko impreza , nie ma różnicy , jak jesteś skoncentrowany to sobie ze wszystkim poradzisz !

nabiegane 36 km i 11 miejsce


poniedziałek, 20 października 2014

RAJD NA ORIENTACJĘ "ORIENTO EXPRESSO" 2014

Wojna która rozegrała się w mojej  głowie była wojną błyskawiczną . Najeźcą był maraton w Poznaniu a obrońcą bieg po lesie w Porażynie . Poznań padł , las wygrał . Całe szczęście .
Obiecałem sobie że spakuje się na wyjazd już w czwartek , w piątek byłem w pracy na drugiej zmianie . Oczywiście w czwartek olałem temat i skończyłem się pakować praktycznie tego samego dnia co był rajd .
O 2 rano ... Kompasu nie znalazłem .
Siedziałem na kanapie , retrospekcja w głowie , ostatnie bieganie , z dziećmi , w Rakowni , kompas na szyi Jakuba , wsiąkł , przeszukiwanie aparatu ze zdjęciami , bieganie po chacie z czołówką , rycie w szafach , garażu , pod łóżkami , w szopie , w skrzynkach z zabawkami , łazienka,
Jechać na BnO bez podstawowego wyposażenia - bezcenne .

Po dwóch godzinach leżenia na kanapie ubrałem się i wyjechałem z chaty . o 5 rano przeszukiwałem zasoby Tescowych półek na Serbskiej w poszukiwaniu kompasu , wcześniej zahaczyłem o Orlen i BP . Porażka .

Busola w komórce to raczej nie busola .

Dramat .

Pojechałem do Porażyna , no bo co kurcze blade . Pożyczyłem kompas na miejscu , od kumpla , wysłałem mu esemesa o 2 godzinie , nie odpisał mi , ale wziął , złoty chłopak , najlepszy .

Odprawiony , trasa 25 km , przebrany , nie wylosowany . Wyczerpałem limit szczęścia z tym kompasem . Na ostatniej edycji Oriento wygrałem plecak . Stałem taki jakiś otumaniony podczas tego losowania , nie wiem czy to przez brak snu czy co .

Odebrałem mapę , mała taka jakaś . Nawet się nie przyjrzałem zbytnio . Pytam Macieja , kumpla mojego jedynego tego od kompasu jak biegnie , bo on na 50 km daje . Punkty na mojej i jego mapie się pokrywają . Mówi że odwrotnie w stosunku do zegara , czyli nie prosto a w prawo (!?).
Dobra polecę za nimi ,
Start .
Kompletnie nie kontrolowałem gdzie biegnę , pierwszy punkt czyli właściwie PK9 zdobyłem biegnąć w grupie z innymi napieraczami . Tam się otrząsnąłem  , tak mi się wydawało , wziąłem się do kupy poleciałem prosto przez jeżyny , tam odebrałem telefon i musiałem wytłumaczyć ojcu że teraz nie mogę przyjechać kończyć montować kabinę prysznicową..... odezwę się z jakiś czas . Przeleciałem przez tory i wpadłem na dużą drogę gruntową . Często za młodego jeździłem na grzyby w te okolice i patrząc na mapę dałem sobie rękę i nogę uciąć że muszę biec w lewo . I pobiegłem . Dobiegłem do dworca . &%$#@*&^% !!!!!!
Z powrotem ..   biegnę już bez ręki i nogi
Dobra , do kolejnego punktu czyli siódmego trafiłem prosto jak po sznurku . Później było prosto przez asfalt do młodników . I tam się naszukałem . Było ze mną jeszcze dwóch magików i w końcu daliśmy radę .

Biegłem dalej przez pole miedzą , z gościem co dawał na 50 km on namierzył się się na PK 5. I tu się pożegnaliśmy . Biegłem trochę drogą , popiłem i zjadłem batona . wbiłem się na pole i jak jakiś dzik leciałem na szage poszukać Hildebradta . Cmentarz . Hildebrand się schował i nie chciał się ujawnić , zmarnowałem tam z 10 minut .
OK teraz kolejny . Na odcinku między cmentarzem a kolejnym punktem pojawili się pierwsi napieracze co biegli w odwrotną stronę . Cholera ! Sam sobie jestem winien że się znowu zgubiłem . Podstawowe błędy !
Znowu 10 min w plecy . To nie tak że nie znajduję punktów , przeoczam je , ....
...
Biegnąc dłuuugą prostą do kolejnego punktu (PK1) zaczynałem tracić wiarę we własne umiejętności nawigacyjne , biegnę , biegnę idę trochę maszeruję , biegnę ... Obok mnie biegła dziewczyna i ona w pewnym momencie pobiegła gdzieś w bok w las , myślę sobie co się dzieje ,co ona ta dziewczyna ?
Patrze na tą mapę , kompas i znowu na mapę , na numery słupków , liczę te wszystkie ścieżki i przecinki .
Biegnij Tomasz , biegnij .
I jest brawo ! kolejny punkt !
Pobiegłem do Lasówki i tam mnie mieszkaniec zaczepił :
- Co wy tak z tymi mapami ?
i Tłumaczę że bieg , kompas , mapa , zawody takie , grzyby , prysznic i czy jak polecę pod tymi słupami z prądem to dolecę , czy jest ścieżka ?
-Jest , do sklepu prosto dolecisz !
I pobiegłem , do wsi , obok sklepu , prosto tam mnie chciał pies użreć w girę ale się nie dałem .
Ale tam w tym lesie grzybów było !
Tułałem się po pagórkach , spotkałem dziewczynę tą co wcześniej  i co gdzieś w las pobiegła ( że też nie spytałem jak ma na imię) ale znalazłem punkt , tym razem ona ode mnie odpatrzyła i pobiegłem dalej .
Koleżanka biegła szybciej niż ja i szybko zniknęła mi z oczu . Dotarłem do drogi , wbiłem się w jeżyny i na wzgórze ,wiedziałem co to punkt triangulacyjny bo taki z okna pokoju widzę . Koleżanka nie wiedziała bo szukała nie w tym miejscu . Podbiegając pod górkę wysapałem że :-To ta wieża jest!
Mistrz elokwencji .
Zbiegliśmy razem z pagórka na drogę . W kierunku PK14 . Zostałem sam , bo znowu musiałem tłumaczyć ojcu ze jeszcze mam jakieś 30 min do bazy , i że nie ,że ostatnim razem nie mówiłem ze już jadę !
Najgorszy odcinek . Ciężko mi się biegło .Trochę maszerowałem .
Znalazłem ostatni punkt w jakimś dole . Znowu przebiegłem przez tory i dalej do mety .
Przybiłem pionę na mecie organizatorowi i finito .
W końcu nie wiem czy nieznajoma koleżanka mnie wyprzedził czy nie , bo jak się przebrałem to widziałem ją w pełnym rynsztunku na mecie . Ale nie podobno !

Nie zostałem nawet na obiedzie , takie Expresso !
Dobiegłem 17 miejsce w open , 3 :41 nie jest źle , ja tam zawsze jestem zadowolony :)

Uważam że pod względem organizacyjnym - uwielbiam !



niedziela, 17 sierpnia 2014

Brit

nie wiem czy dog trekking to to samo co bieganie z psem ,
mojego pupila oswajam do biegania ze swoim panem już trzy lat , bywało różnie
dobrze , źle , OK , jakoś , może być

dzisiaj zabrałem psa na takie dwugodzinne bieganie po lesie
niby było ok , pierwszą godzinkę się zmachał i biegł grzecznie przy nodze na smyczy
zrobiło mi się trochę ciepło, psu zapewne też więc zabralem misia nad jezioro
wskoczył zaraz po szyję , chwila na kąpiel i dalej w drogę
...
po 5 minutach się wściekł ....
wiem że psy wariują po kapieli , ale ten mój osioł wyrwał smycz , szarpał się ze mną , nie chciał oddać .
chwyciłem smycz , szarpie wyrywam , jak przyklejone , nie idzie
zrezygnowany odpuściłem a On wbiegał mi w nogi z tą swoją smyczą !
ehh psy górą !

piątek, 18 lipca 2014

sierpień

Przed nami kolejna impreza , tym razem Chudy Wawrzyniec . 
Rzeźnik mocno mi dał w skórę więc pozostanę przy trasie na 50 km .
Powinno być lepiej niż w zeszłym roku , obędzie się bez skurczy , mam nadzieję, i czwórki muszą wytrzymać. Doświadczenie zdobyte w Bieszczadach - bezcenne . 

czwartek, 26 czerwca 2014

OTK Rzeźnik

Długo się zastanawiałem czy pisać o Rzeźniku
Nie będzie relacji .

Bieg Rzeźnika okazał się najtrudniejszym biegiem , wyzwaniem z jakim przyszło mi się spotkać w moim życiu . Bieszczady mnie przeżuły , wypluły i wyssały ze mnie wszystkie siły . Psychicznie i fizycznie byłem pokonywany wiele razy . Przeżywałem rozczarowania , traciłem wiarę w ludzi i w siebie. Podnosiłem się i parłem naprzód .Upadałem by znów powstać. Piękno gór mnie urzekało , potrafiłem je kochać w jednej chwili by za moment nienawidzić z całego serca . Łapałem wiatr w dłonie na Połoninach , a podejścia wyciskały mi łzy z oczu  , błagałem o koniec i o początek , trwałem w moim szczęściu i przekleństwie.

To były Moje Bieszczady , to był Mój bieg i mój Rzeźnik , pokonałem siebie i swoje ciało , pokochałem te góry , pokochałem to miejsce , byłem wiatrem , byłem drzewem , kamieniem .

Dokonałem tego sam , człowiek mnie zawiódł , zostawił.

czwartek, 5 czerwca 2014

XVIII MISTRZOSTWA POLSKI WETERANÓW W PÓŁMARATONIE 2014

Drużyna Sokoła nie potrzebowała zachęty. Zawiązała się bardzo spontanicznie podczas z któregoś co tygodniowego wybiegana. Sportowa inicjatywa sprzyja Rakowni. Wszyscy Trzej jesteśmy debiutantami, na własnych śmieciach. Odwagi Panowie!
Po niezliczonych odbytych wspólnie treningach i równie bogatej przed biegowej suplemantacji nadszedł czas kurs 1 czerwiec 2014 dzień w którym Sokoły dadzą Ognia.
reszta Ulicy zobowiązał się do aktywnego dopingu który był nam niezmiernie potrzebny.
W niedzielę Rano dostaliśmy Krzyż na Drogę, mieliśmy na siebie uważać i NIE DAĆ ciała. Wspólna pamiątkowa fotografia, która zapewne zawiśnie gdzieś w gabinecie.
                                                            Foto: Ewelina Sosnowska

Niedziela była cieplutka droga krótka a świeżutki asfalt na Goslińskiej nie wyglądał przyjaźnie
na Szkolnej masa znajomych osobisty fotograf i standardowa odpowiedź na pytanie ; Na ile biegniesz?
Na 21 kilometrów :)
wiem , wiem wąsy długie jak u Piłsudskiego
Orkiestra odpaliła i ruszył kolorowy korowód w stronę startu, hymn, czapki z głów, później ogólny rozgardiasz, masa śmiechu, Życzenia powodzenia i nawet się nie nie obejrzałem kiedy padł wystrzał!
poszły konie po betonie!
Ależ się ciągnie od razu, WSZYSTKIE założenia o trzymaniu tempa, że na początku powoli, że z głową ,żeby się nie zajechać nigdy nic nie dają .
Tempo grubo ponad minutę za szybko, ale kiedy brakuje tchu dopiero przychodzi umiar i zdrowy rozsądek 
Cała wioska kibicowała, Rakownia JEST najlepsza od samego początku
Kaziu , Staszek , krewni i znajomi z ulicy Sokoła (Ewelina ,Beata,Zosia,Paulina,Olek,Wiktor,Jasiu i Jakub ) , tam była najsilniejsza ekipa trzy rodziny , wiwaty, transparenty , okrzyki , czipsy, doping na maksa !
                                                            Foto: Beata Nawrocka

 dalej Gośka z Agnieszką , Rafał , ekipa od sołtysa , punkt odżywczy  z Agatą, Basią Iwonką Maciejem Piotrem Michałem Jasiem i tam specjalny doping i specjalna najzimniejsza gąbka :D
Wcale kilometry się nie wlokły, wcale czas się nie  dłużył,  raptem dwie pętle. Tyle atrakcji , dużo wody , izotoników , kurtyna wodna i wolontariusze na najwyższym światowym poziomie. :)) 
                                                          Foto: Ewelina Sosnowska

I nagle koniec meta! Spiker wywołuje moje nazwisko, Aplauz na Macie do WSZYSTKO bezcenne 
dostaję wyjątkowy i piękny medal, czekam za resztą
dobiegają Tomek, szczęśliwy i uśmiechnięty i Przemek zadowolony i dumny z. siebie!
brawo, brawo dla wszystkich udało się nam i innym daliśmy radę 
wspólne gratulacje uścisk RĘKI wszystko się udało , wszystkie założenia się spełniły .
dostaliśmy Pyszny Obiad, pyszne piwo i Przednie towarzystwo, smakowało jak nigdy 
poszliśmy na ceremonie Brawa, okrzyki Super 
Foto: Przemysław Olejniczak

                                                              Foto: Ryszard Pomin

Gratuluję  Marcinowi pierwszego miejsca, i gratuluję Kasi. Ciężko pracowali na swój sukces.  Reszcie też gratuluję kolejnych wspaniałych wyników.  Byłem już na paru imprezach biegowych ale tak fajnie jest tylko w Murowanej , bo jest nas tak dużo, bo bieganie zbliża i daje radość . Radość którą było widać na scenie 
1 czerwca podczas Półmaratonu Weteranów w Murowanej Goślinie .
                                                                Foto: Ryszard Pomin

Drużyna Sokoła pokonała tego dnia 63 km , spaliliśmy 6000 kalorii co daje jakieś 15 kotletów :)))
                                                               Foto: Ryszard Pomin


wtorek, 3 czerwca 2014

MW 2014

Wstęp 

Wiele rzeczy dla dobra MW2014 i jej uczestników zostanie pominięte i zachowane w naszej pamięci tylko dla Nas. Chętnie się dzielimy i chcemy zarażać innych , ale jest to Męska Wyprawa 2014 w zamkniętym gronie, a żeby się do niego dostać to już nie ze mną . 
Pamiętajmy o tym .

Akcja

Pociąg w Poznaniu był ok. drugiej w nocy .  Wszystko było zaplanowane , bilety kupione w Szczecinie , miejscówki zarezerwowane . Radość na twarzach , miłe spotkanie po roku . W miłej atmosferze do bladego świtu . Warszawa przywitała nas zimnem i deszczem , siedziałem niewyspany na peronie , zgęziały i zziębnięty . Po 20 min przyjechał kolejny pociąg już do Augustowa . Rozpoczęła się podróż w nieznane . 
Mijaliśmy kolejne stacje , Białystok , ktoś mnie szarpie za rękaw , To Augustów , wysiadamy . 
Na miejscu odrapany dworzec i piec kaflowy w środku . Konrad załatwił transport do Sztabina , bus już na nas czekał . 
Z dworca do centrum Augustowa , jest 5 km , zatrzymaliśmy się przy markecie by zrobić zapasy . kupiliśmy wszystko co niezbędne , nawet olej i mąkę , razem z Adamem obiecaliśmy złowić rybę .
Jedzenia było tyle że już kolejna osoba do busa już by się nie zmieściła.  W aucie znowu zasnąłem , nawet nie wiem jak długo jechaliśmy . 


Pani Jadwiga 

Sztabin jak się okazało jest 20 km od Augustowa. Jest tam mała czteroosobowa  firma która zajmuje się organizowaniem spływów  po Biebrzy tratwami i kajakami . Całym interesem kręci pani Jadwiga . to z nią kontaktował się Konrad i dogrywał szczegóły. Obiad już na nas czekał , żurek był przepyszny . Wszystko było załatwione . Dobrze że nie padało , ale i tak nie było różowo , wiało i było zimno . Do tego momentu mieliśmy z Przemkiem 12 godzin w podroży . Na podwórku stały tratwy , można sobie było je dokładnie obejrzeć . Biorąc pod uwagę panującą temperaturę i zaczynający padać deszcz miałem mieszane uczucia .
Zapakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy nad rzekę w kierunku przystani gdzie cumawała nasza tratwa . 

Biebrza 

Przystań okazała się większa niż myślałem . Był tam ustawiony szereg domków noclegowych , miejsce na ognisko , łaźnia , pomost i chyba ze trzy tratwy . Gdy już się zdecydowaliśmy którą popłyniemy rozpoczęło się pakowanie prowiantu i wyposażenia . Wybierając tratwę kierowaliśmy się jej stanem technicznym , wzięliśmy nową jednostkę , która była węższa od starszej o kilka centymetrów . Z perspektywy wyprawy uważam że to błąd , powinniśmy wziąść szerszą , ale o tym będzie później . 
Dostalismy masę wyposażenia dodatkowego , trzy wiosła, trzy pychy (takie drągi do odpychania ). Zdziwiłem się że takie długie. Kapoki , przenośny kibel , koło ratunkowe , liny etc. 
Generalnie wszystkie reguły gry w Biebrzańskim Parku Narodowym są spisane na karcie i wiszą w koszulce na tratwie . Wszystko było spisane , skrupulatność organizatorów dawała do myślenia .

Cała Naprzód !

No , cała naprzód . Przed wyjściem Konrad ustalał z orgiem miejsca potencjalnych postojów i noclegów . 
Widziałem na mapie plan na dzisiaj i wydawało by się że zrobimy go z palcem w nosie . 
Rzeka bardzo meandruje czyli ma praktycznie same zakręty , tratwa jest ciężka , wiało nam w twarz ,okazało się cholernie głęboko . Pychy miały długość pewnie z 5 metrów i na starcie nie łapały dna !
Odpychalismy się od brzegów , wiatr nas okręcał i spychał , woda wlewała się na pokład , było cholernie dramatycznie i beznadziejnie . Po godzinie mieliśmy przepłynięte 100 metrów i mokro w butach...
Generalnie zabawa była przednia 
Na początku mi się nie podobało , wzdłuż rzeki biegła szosa po której jeździły TIR-y . Nie było co oglądać bardziej byliśmy zajęci sterowaniem tratwą , niż podziwianiem przyrody . Szło nam coraz lepiej . W końcu gdzieś tam dopłynęliśmy na grilla. Schowaliśmy się  pod daszkiem , wiatr się wzmagał , grill rozpadał , zaczęło padać . Schowaliśmy się do tratwy . Było ciasno ale sucho i mieliśmy osłonę . Nie mam pojęcia  która mogła być godzina pewnie około 17 tej . Ruszyliśmy w dalszą drogę . Szosa została za nami zrobiło się cicho , tak jakby mniej wietrznie i zaczęło się ściemniać . Nikt nie odpuszczał ciągnęliśmy do przodu ile się dało . Po zmroku każdy wziął latarkę i po ciemku napieraliśmy do przodu . Prawdopodobnie ok 22 zapadła decyzja że cumujemy . Kierownik wycieczki wybrał miejsce w którym przybiliśmy do brzegu . wyszliśmy na brzeg , kto miał kalosze to wygrał , ja niestety nie miałem, trawy było po kostki i była bardzo mokra . Część ekipy poszła szukać drewna na ognisko do pobliskiego lasku , a ci co zostali rozpalili ogień korzystając z zeszłorocznej wyschniętej trzciny . Było w dechę . Ciepełko od ogniska .

Nocka 

Idziemy spać . Mieliśmy zdrowo wymieszane w tyłkach , brak snu , wypite piwo i panujące przenikliwe zimno zmusiło nas szykowania się do snu . W tym momencie trzeba pochwalić konstruktorów tratwy . Składając stół w jak by jadalni otrzymujemy płaską powierzchnię do spania . W "łóżkach" są zrobione skrzynie w których pochowaliśmy sprzęt i jedzenie . Plecaki się nie zmieściły , poza tym mogły zamoknąć bo dołem była szpara do przelewania się wody  .
W pierwszym pomieszczeniu spały trzy osoby , w drugim dwie plus plecaki . 
Karimaty , śpiwory , i właśnie tu mogliśmy wziąść szerszą tratwę , dla trzech byków było za ciasno , nie szło się okręcić , ale z resztą co tam , zaciągnąłem czapkę na uszy i poszliśmy spać . 
W nocy było słychać jak deszcz wali w dach . Ekstra. 

Dzień drugi . 

Oj bolało rano . Kości , głowa ojojoj. 
Wypogodziło się , wyszło słońce , mocno wiało i było już cieplej . Zjedliśmy śniadanko i ruszyliśmy w dalszą drogę. Płynęliśmy z wiatrem . Tratwę niosło samo , była tylko korygowana wiosłami . Na tym etapie pychy nie przydawały się wcale. Zrobiło się ciepło .Dobiliśmy do kolejnego punktu . Trochę wędkowania , trochę zdjęć i moczenia nóg w wodzie, Darek przyrządził pyszny obiad .
W końcu dojrzeliśmy piękno Biebrzy !

Płynęliśmy na zmianę , dwóch na dachu , trzech przy wiosłach i tak w kółko , 
Na dachu na leżąco głową w stronę nieba , oczy zamknięte , uszy otwarte wszędzie ptaki , chlupot wody , szum wiatru . Wtedy odpoczywałem , wtedy czułem przyrodę , czułem Mazury ....
Rzeka kręciła się malowniczo , naprawdę byliśmy sami żywego ducha , w końcu zbliżaliśmy się do wsi Jagłowo , przywitały nas krowy , bociany , wioska jak z bajki , stare chałupy , przybiliśmy do brzegu , Adam pobiegł do gospodarza po jajka i flaszkę samogonu . Żyć nie umierać !
Nadal krowy , pojawiły się konie , bocian klekocze . Mijamy wieś i zbliżamy się do kresu naszej podróży. Przechodzimy pod mostem z drewnianymi podporami i przybijamy do brzegu .

Zdzisiek .

Chłopaki fochowo cumują krypę , do mostu i do palika .Mostem biegnia droga do Jadłowa. Na przybycie wzbudziło ciekawośc miejscowej młodzieży , śmigali WSKami , MZ kami by sobie na nas popatrzeć .
Zabrakło nam chleba i zaczepilismy jednego małolata , gdzie sklep , czy by podjechał .
Nie bardzo słyszałem przebieg rozmowy i małody odjechał. Po 20 minutach przyjechał Zdzichu.
                                                                   Foto: Przemek

Cał rozmowa ze Zdzichem była niesamowita . koleś miał duzo w dupie alkoholu wypitego , puki jechał komarem wyglądało to bardzo dobrze kiedy zsiadł już nie .
-Jedź po dwa chleby i 10 piw , ile chcesz kasy ?
- Ale ja 7 km do sklepu mam .....
- Ile piwo kosztuje ?
-2,30 ....
- No to masz tu 4 dychy , reszta dla Ciebie na paliwo .

Zdziuchu ruszył z impetem , puscił się przez most prosto jak strzała wyciskając z komara wszystkie konie jakie miał
Odprowadzamy Go wzrokiem , nagle rebel , hampel nawrotka , pełna epa i jest znowu u nas :
- Co wy chcieliście oprócz piwa?
Wybuchła ogóla wesołośc , radość i smiechawa!
Wkońcu Zdzich wrócił z chlebem , brawarami , okazało że że musiał ze swoich (!) 4 dychy wyłożyć :)
na koniec nam jeszcze butelke mleka załatwił od krowy , no mówię wam człowiek życzliwy do granic możliwości
a później złapałem szczupaka , okazało się ze bimber za 12 zł można nałatwić a nie za 25 zł , był grill , znowy było ognisko , znowy było wesoło
a później co ? Darek poszedł spać na dach tratwy , gdzie rozbił namiot , ja spałem na placakach z Przemkiem , Konrad z Adamem obok .
Rano jak oko otworzyłem i wyjrzałem przez lufcik to zobaczyłem biegające obok konie , jak w bajce.
bocian zaklekotał , jak by chciał nas obudzić zjedliśmy pyszną jajecznicę i udało się wypatrzyć łosia w zaraoślach

Przyjechały chłopaki ze Sztabina i zabrali nas do bazy . Tam upragniony prysznic i wyjazd do Augustowa . Piwo w porcie , wamarsz na dworzec i do domu .

Odkryliśmy niesamowite widoki , przyrodę i klimaty we wschodniej Polsce , super wyjazd , z super ludźmi ,
warto ruszyć po Biebrzy , warto zatrzymać się we wsi , miejscowi są otwarci i życzliwi . My zwiedziliśmy tylko kawałek , zaledwie jedną szesnastą trasy , na pewno czekało na nas jeszcze wiele przygód , wiele miejsc i śmiesznych sytuacji ,Są w Polsce miejsca dzikie i odludne . Wierzę że jeszcze tam wrócimy i mazury dadzą nam jeszcze więcej .

do zobaczenia za rok przyjaciele






czwartek, 1 maja 2014

Wielka Prehyba 2014

Jak na mnie to dużo kilometrów przebiegłem w tym roku. Samo przygotowanie do biegu Rzeźnika jest stosunkowo nudne więc warto urozmaicić i umilić czas . Rodzinie też się coś należy . Niech mają !
Już sam wyjazd w Pieniny był wyzwaniem .Obudzić dzieciaki o drugiej w nocy to jest coś . Ale wpadliśmy na wspaniały pomysł położenie młodzieży w opakowaniu co pozwoliło zaoszczędzić nam i im sporo stresu :)
Młodego po prostu zaniosłem owiniętego w koc do samochodu . Jazda nie była taka zła , dzieciaki miały spać ...wyszło jak zawsze . 
Serce rośnie jak widzę te nasze góry , czy to Karkonosze czy Tatry , ale Gorce i Pieniny uwielbiam szczególnie . przyjechaliśmy dzień wcześniej , rozpakowaliśmy majdan i ruszyliśmy w teren.
...
W biurze zawodów bez sensacji , odebrałem torebkę z numerem i poszedłem spać w końcu to był długi dzień  .

Oczywiście obudziłem się przed budzikiem . Nerwówki nie było , wiedziałem co mnie czeka . Wziąłem bluzę, Dobsony do plecaka, elektrolit do bukłaka. Uzbrojony w tabliczkę czekolady , kompresy na łydki wyruszyłem na spotkanie przygodzie. Padało , siąpiło . Po drodze spotykałem maratończyków i porozumiewawczo uśmiechaliśmy się do siebie. dotarłem na start na 10 min przed rozpoczęciem .Nie robiłem już jakiejś wielkiej rozgrzewki . Nigdy nie robię . po prosu wolniej zaczynam . Zresztą i tak biegam wolno . przez te 10 minut biłem się z myślami czy zdjąć bluzę czy też nie . W końcu przekonałem sam siebie, że jednak tak . Końcowe odliczanie . Start ! Ta euforia na początku jest niesamowita . Niezmienna. Dodaje skrzydeł ! Uwielbiam to . Zostałem na końcu stawki . Biegliśmy wolno, na rozgrzanie. Ktoś powiedział , że i tak za szybko bo 5:40 na kilometr . Nie chciało mi się wierzyć , ale na starcie tak bywa ;p Mostek , Zdrojowa. Znajome twarze , poznałem dwóch miłych panów z Poznania , którzy obiecali spotkać się ze mną w Murowanej na półmaratonie, spotkałem rodzinę z drużyny Szpiku , też z Poznania . Było wesoło , pogodnie chociaż deszcz nas nie rozpieszczał . Pierwsze podejścia , pierwsze błoto , widziałem też buty innych biegaczy , bez protektora , na asfalt nie zazdroszczę . Po godzinie pierwsza gleba , na trawie, ale z podparciem więc się nie liczy :0


Pomału przesuwałem się do przodu , cały czas było sporo ludzi dookoła , jedni szybciej wchodzili , jedni szybciej zbiegali . W lesie było naprawdę ciepło, było duszno jak w tropikach wilgotność chyba 100 %
W końcu stawka się unormowała cały czas kręciło się dookoła mnie może z dziesięciu biegaczy . Fajne są te rozmowy o wszystkim i o niczym . pozdrawiam Kubę z Poznania który debiutował :)
I tak mijały te kilometry pod górkę i z górki . Faktycznie czas mijał bardzo szybko , kilometry się wlokły . Wcale mi to nie przeszkadzało . Na pierwszym p. żywieniowym nie marudziłem za długo , dolałem wody do bukłaka bo coś mi się zdawało że za słabo rozcieńczyłem elektrolit , nie szło go upić .


Podejście pod Radziejową na 1262 m nie należało do miłych . Mam generalnie jakieś problemy przy podejściu szybko brakuje mi tchu i się niesamowicie męczę . Za to z górki leciałem jak szpula . Zmęczenie momentalnie mi mija . Nie wiem , nie umiem umiejscowić tych wszystkich pięknych widoków na trasie . Cudnie było cały czas . Najbardziej w pamięci utkwiła mi przełęcz z takim długim zbiegiem po trawie gdzie hen na dole było widać sylwetki startujących osób i równie długim podejściem . Piękno Pienin jest niesamowite w tym miejscu .I jeszcze zaczęło padać  . Dla mnie - bezcenne .
Krótko przed drugim punktem żywieniowym zacząłem uciekać mojej paczce z którą biegłem . Nie marudziłem na przepaku . napiłem się wody , zjadłem czekolady i w drogę.
Było w miarę płasko , później z górki i znowu przełęcz , biegło się praktycznie we wodzie . Trawa była gęsta a chlapało z niej że hej . I na tej trawie zaliczyłem kolejnego dzwona .


Technicznie było coraz trudniej . Błota było coraz więcej . Na ścieżce zrobiła się istna maź. każde podejście to była niesamowita walka z utrzymaniem równowagi . łapałem się gałęzi , choinek trawy czego się dało , nawet załapałem się jakiegoś ostrokrzewu co nie było zbyt mądrym rozwiązaniem . Biegliśmy trawersem  i znowu piękne widoczki . Dotarłem do rezerwatu Wysokie Skałki . Nie było tam łatwo oj nie . Naprawdę ostro pod górę . Tam trochę zamarudziłem , zrobił się korek , koledzy z trasy szukali oznaczenia nie było wiadomo w którą stronę pobiec . Tam spotkałem Przemka z Warszawy , którego poznałem w grupie Blogaczy . Później już prosto , w prawo i z górki na trzeci p. żywieniowy . Oj tam na tej trawie znowu było ślisko :)
Kolejne kilometry to odpoczynek , niesamowite przestrzenie , zielone hale i Szczawnica którą było widać gdzieś tam w dole . Po drodze stado owiec , owczarki podhalańskie i znowu z górki .

Szafranówka okazała się najtrudniejsza , normalnie jak po schodach , tam wpakowałem się w jakieś krzaki . To była ostatnia góra . Teraz już tylko do mety .
Niesamowita jest trasa Wielkiej Prehyby , gdy myślisz że już koniec , to masz Szafranówkę na deser , a ostatnie kilometry to było coś niebywałego . Ostro w dół , błoto po kostki , trawa , woda , deszcz .
Znowu dzwon , teraz już konkretny, zaraz mnie skurcz chwycił w łydkę . posiedziałem , nasiąkłem teraz błoto miałem wszędzie .
Zbiegłem , wpadłem do miasta . Po drodze chłopaki robiły falę na moją cześć , i jest meta !
Na mecie rodzina , młody wręcza mi medal . Super .
Cały nadawałem się do pralki , wlazłem do strumienia chociaż buty opłukać . Schowaliśmy się w karczmie .  Tam się przebrałem w suche ciuchy zjadłem , popiłem i poszliśmy do siebie omijając dżdżownice które powyłaziły z ziemi .

Czy 42 km to dużo ?
W Pieninach to za mało  a siedem godzin spędzonych w górach nie starcza .

czwartek, 24 kwietnia 2014

Jakub N. : "Jechamy ? W nocy ? "

I tak za dużo już nie zrobiłem . Biagałem jak biegałem . Post wczesniej pisałem że chorowałem , chorowałem później też . Niestety spotkało to całą moją rodzinę , w dalszym stopniu byłem osłabiony i nie było sensu gdzieś tam w lesie się przekręcić i zalegnąć na ściółce .
dałem rade organizm zwalczył wszystkie paskudztwa . Nie wiem jak to jest ale zrobiłem sobie luźne 20 km a biegłem jak nigdy dotąd . Szybkość i lekkość dołączyły się do mnie po 2 kilometrze i nie zostawiły mnie już do końca . Śmiało mogę powiedzieć że biegłem półmaraton z czasem najlepszym w mojej karierze .

Zabrałem się za kolarzówkę . Jeździłem do pracy . nie mam daleko bo tylko 10 km  , a wierzcie mi nie umiem tym rowerem jeździć wolno . Żadnym rowerem nie umiem wolno .
W pracy musiałem dobre 15 min dochodzić do siebie , upocony byłem jak szczur jakiś i to przez kolejną godzinę jeszcze. W każdym razie po tygodniu dawania rowerem do roboty czułem że spełniłem swój obowiązek pod kątem wzmacniania mięśni nóg .

Ruszyła kolejna inicjatywa sąsiedzka z okazji lokalnego półmaratonu weteranów w gminie . Zgadałem się z kumplami , wspólnie biegamy , mamy koszulki , będzie wesoło . Nie chodzi nam o rekordy . Ma być wesoło .
Dzisiaj jest czwartek , wziąłem urlop do końca tygodnia . Czuję narastającą nerwówkę . Dzieciaki chatę roznoszą , w nocy jedziemy do Szczawnicy . Mam do przejechania ponad 600 km , nie jest to łatwe z dziećmi w aucie . Ruszamy o 3 w nocy . Mam nadzieję że prześpią większość czasu . Nie mam doświadczenia w tej sprawie .

Sam jestem ciekaw jak to będzie , mam przebiec 42 km , sprawdzian taki . Zawsze się denerwuję przed sprawdzianem .

piątek, 4 kwietnia 2014

powrót do żywych - w końcu

Za trzy tygodnie jadę do Szczawnicy .
Wymyśliłem sobie w tej mojej głowie że Szczawnica ma być sprawdzianem przed Rzeźnikiem .
Wszystko niby dobrze tylko że , jestem bez treningu prawie trzy  tygodnie .
Nie wiem czy jest jakikolwiek sens tłumaczyć się z tego , myślę że stało się jak się stało .
Biegałem sporo jak na moje możliwości w końcu już nie mogłem słuchać jak mi stawy strzelają w czasie gramolenia się po schodach do sypialni . Ogóle przemęczenie , brak snu i nadchodząca wiosna spowodowały o zapadnięciu decyzji i zarzucenia biegania na najbliższy  tydzień . Gdy tydzień miał się ku końcowi nastąpila awaria zęba . Niestety nic nie dało się zrobić . Skończyło się wyrwaniem i porządną dziurą . Ząb był u góry nie w żuchwie i jak próbowałem po kolejnych trzech dniach biegać to zdrowo mnie łupało jeszcze . Po zębie przyszła infekcja zatok i antybiotyk . ręce opadają i beczeć się chce .
Nie zważają na przeciwieństwa losu wyruszyłem z domu w zeszła niedzielę . Niestety wróciłem po 300 metrach z powodu obolałego dziąsła . W środę zrobiłem dychę , z zatkanym nosem i bolącymi zatokami .
Po pięciu kilometrach nos się odetkał i w sumie było bardzo dobrze . biegłem z sąsiadem więc tempo było rekraacyjne . Dostałem ostatnio od Kargola książkę o medytacji w bieganiu czy coś takiego , własciwa pozycja itp .
Biegłem rozmyslałem próbowałem stosować się do zaleceń w książce biec wyprostowanym , lekko pochylonym , zgrabne koła kręciłem łokciami i stopy do góry . Ładnie i swobodnie mi się biegło .
oddech równy i spokojny . I co z tego jak sąsiadowi cukier spadł w połowie trasy i więcej szliśmy jak biegliśmy , nie mogłem go zostawić samego w lesie z rozładowaną czołówką .

I jak to będzie z tą Szczawnicą ?
jeszcze trzy tygodnie , baza jest , byle tego nie zmarnować

środa, 26 marca 2014

MW 2014

Wzorem ubiegłego roku tak też w tym Warmia i Mazury zatrzęsą się w posadach.
Kapelusze atakują , tym razem kioskiem po Biebrzy ! Mam nadzieję z prądem :)
pozdrawiam uczestników
źródło: dolinabiebrzy.pl

środa, 12 marca 2014

dobra rada _ STRES STOP

Poniższy  tekst jest zainspirowany felietonem znalezionym  w Wysokich obcasach .
Dobry bo trochę faktów i można podciągnąć pod nasze bieganie , jazdę rowerem i inne takie tam .

Wyluzuj ....

Czy umiesz się wyluzować ?

Kiepsko , żyjemy jak żyjemy , praca , problemy od najmłodszych lat , "siedź prosto, tylko nie rozlej . nie bekaj , zachowuj się ..." można mnożyć bez końca .
Fakt :
- Kurdę , ale się zdenerwowałem ....idę zajarać .
Niby ma pomóc , pomaga ?
Teoretycznie - nie , w praktyce też pewnie nie ....
Nikotyna to stymulant - pobudza , więc jak uspokaja ??
Głównie chodzi i wyuczoną sytuację , taką a nie inną . Na fajkę chodzimy z kimś , na fajce można kogoś spotkać , pogadać ..
Tylko tam ?
Zostawmy fajki , weźmy się za jedzenie , nie palę , będę jadł czekoladę , albo nie , lody !

ani sposób pierwszy  nie jest zdrowy   ani drugi tak i tak się uzależniamy nie jest to tanie i skuteczne ,
palenie wiadomo do czego prowadzi , tak samo jak wiadomo do czego objadanie się słodyczami

owszem - jedzenie może być skuteczne w walce ze stresem , odpowiednie , odpowiednia dieta antystresowa

Stres nas zabija , rujnuje nasze zdrowie i rozum , mamy kłopoty z tyciem , nadciśnieniem , trawieniem , snem .Przytłacza nas ...

Specjalista pomoże , zaopiekuje się i przypisze antydepresanty ,beta-blokery . Leczenie jest długie . Czasem nie ma wyjścia jeśli znajdziemy się za daleko .
Możemy coś zrobić od teraz , idzie wiosna , postanówmy coś :




  • oddychanie , tai- hi cokolwiek , samo głębokie oddychanie powoduje obniżanie kortyzolu (jest to hormon stresu ), powoduje chwilowy spadek ciśnienia krwi 
  • joga , skuteczność jogi potwierdziła medycyna , oddech , spokój , rozciąganie 
  • medytacja , wyciszenie się , uwolnić umysł , zwolnić oddech 
  • muzyka , Wasza ulubiona , relaksuje was ,obniża stres 
  • śmiech 
  • herbata , czarna obniża poziom kortyzolu 
  • idź na masaż 
  • przytul psa, kota 
  • pisz pamiętnik , bloga (spojrzenie na problem z dystansem )
  • żuj gumę 
  • zdrzemnij się , odpocznij 
  • nie pędź tak 
  • seks
  • no i ćwiczenie fizyczne , spacery , bieganie , siłownia (endorfiny !!!)
Wszystko to działa ! Wszystko zostało przebadane i zmierzone . 
Próbujcie , ale pamiętajcie że po latach życia w stresie nie od razu to pomoże ,  nie zaszkodzi to pewne :)


Jedz zdrowo - antystresowo :D
  • nie pal 
  • unikaj alkoholu 
  • potrzebujesz kwasu foliowego , tworzy dwa neuroprzekaźniki :serotoniną i noradrenalinę, najwięcej go w szpinaku i sałacie , a także w kapuście i szparagach 
  • surowe , chrupiące warzywa ,działają czysto w formie mechanicznej czyli skrobiemy ząbkami i chrupiemy , gryziemy 
  • zbyt dużo białka zwiększa stres i obniża poziom serotoniny 
  • witamina E wzmacnia układ odpornościowy , B nerwowy , kwasy omega  3 serducho i mózg , więc jedzmy ryby !
  • orzechy - mają dużo cynku , a brak cynku w organizmie to osłabia nastrój i zwiększa naszą podatność na stres 
  • czekolada ? trzeba jej zjeść 80 tabliczek żeby przybyło tyle serotoniny byśmy się odprężyli :P






czwartek, 23 stycznia 2014

Niedziela

Coś drgnęło w.końcu .
mam takiego zapaleńca , tak na niego patrzę , on pewnie nie jest mi dłużny
skumaliśmy się w tym nowym roku , właściwie jest nas trzech .
i dajemy po tych naszych lasach co niedzielę , spotkaliśmy się już dwa razy , szykuję się kolejny raz
Andrzej , ba tak ma na imię wciągnął Tomka i ja też się wkręciłem .
Pierwsze spotkanie dało nam w kość , z grubej rury od razu 20 km , ale tempo takie gadane :)

Drugie wbieganie już było nas czterech i wybraliśmy się na dłuższą wycieczkę , na Dziewiczą Górę .
Rano o 9 tej było względnie , później nad Poznań przyszła zima .
Ale nie zwyczajna za śniegiem taka normalna nienormalna jak cała pogoda w tym roku .
Fajnie bo byl mróz , nie było błota .
Dziewicza Góra jak magnes przyciąga , wkoło niej kręciła się cała masa biegaczy , w górę i w dół , dookoła , wszędzie . Nasz plan był prosty mięliśmy tylko wbiec.

Dziesięć minut postoju , jakiś cukierek , trochę wody i dłonie mi tak zmarzły , że aż zaczęły boleć mnie paluchy . Musiało się zdrowo ochłodzi .

Droga powrotna jak zwykle wydawała się krótsza , zaczął podać deszcz i przy spotkaniu z mrozem i moją kurtką zamarzał na mnie . Musiało być bardzo zimno , zamarzła mi nawet woda w butelce .
W kamińsku wybiegliśmy na asfalt , i zaraz z niego zeszliśmy . Jedne lodowisko . Dało się biec tylko poboczem , i dalej lasem .

Wybieganie zajęło nam 3,5 godziny , dostaliśmy nieźle w kość . Przebiegliśmy ponad 30 km .
Widzę postępy w sile biegowej i pytrzymałości , oby tak dalej .

KB Katorżnik i tam się umawiamy w imieniu admina :ZAPRASZAM

czwartek, 16 stycznia 2014

legs & back

Wczoraj PX a robiłem , nogi przede wszystkim .
Ale mnie dupa boli dzisiaj z wyra nie mogłem się zwlec ....
dużo dziwnych pseudo skipów
Widocznie rzetelnie było .

dobre jest to że potrzeba do ćwiczeń hantli , krzesła , ściany no i ręcznik
i wolną godzinkę

Tony Horton :screw you !

Dla Łukasza w Nowy Rok :)

Pamiętaj , najlepiej będzie jak pójdziesz do dietetyka . Babka zrobi z tobą wywiad , co robisz , jak pracujesz i obliczy Ci jakie jest Twoje zapotrzebowania na energię .
Ja jak byłem to wyliczyła mi że potrzebuję 2200 kcal na dzień. Nie wiem ile tankowałem tego paliwa przed wizytą . Ale dużo za dużo jeśli waga stała w miejscu lub wręcz rosła .
Doszliśmy do porozumienia , że chcę ważyć 90 kg (przy wzroście 188cm ). Poprzeczki nie postawiłem za wysoko , wiem , ale jestem realistą .
Dieta i harmonogram został ustawiony specjalnie dla mnie . Zaznaczyłem że nie będę gotował niestworzonych rzeczy ,że nie mam na to czasu ani umiejętności . Będziemy bazować na produktach gotowych (jogurty etc.).
Kaloryczność została ustalona na poziomie 1700 kcal. Z założenia miało to dawać minus 3 kg w skali miesiąca.
Rozpiskę dostałem dwa dni później . Ładnie miałem rozbite posiłki na godzinę z uwzględnieniem specyfiki pracy zawodowej (dwie zmiany). Jak jest 2 zmian to ostatni posiłek o 20 , jak na rano chodzę do pracy to o 18 tej

Uważam że na sukces w gubieniu kilogramów jest konsekwencja w działaniu . Trzeba się zebrać w sobie .
To jest bardzo , bardzo trudne . Początki są okropne. Gramatura posiłków jest strasznie mała . na obiad jest np . pół worka ryżu plus jakieś mięso . Dla mnie to była masakra . Mała ilość jedzenia w posiłkach rekompensuje ich częstotliwość . Faktycznie je się pięć razy dziennie . Można pić wodę na umór .

Jak to się skończyło ?

Odniosłem sukces , bardzo szybko spostrzegłem   jak spodnie ze mnie spadają . Realną różnicę spostrzegłem już po miesiącu . Pamiętaj , że ja jeszcze biegałem .
Po trzech miesiącach odpuściłem .
Ale nie jest tak że mam jakiś efekt jojo czy coś takiego . Intensywnie się ruszam , zmieniłem swoje nawyki żywieniowe (jedzenie o wyznaczonych porach, mniejsze ilości ), patrzę co jem .
Najważniejsze że dobrze się czuję . .

Podstawowa jednostka : 150 ml , na kolację


Nie bierz żadnych suplementów typu Alli i inne meridie , szkoda pieniędzy .
Pamiętaj wszystko jest w głowie !


środa, 15 stycznia 2014

2014

Plan robi się napięty jak plandeka na żuku :

Szczawnica
chudy
rzeźnik
66 km w Krynicy

w sumie tylko cztery a już czuję presję ....

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Prewentorium Kowaniec - Nowy Targ

To nie jest tak że góry zrobiły się dla mnie ważne tak tylko teraz ze względu na bieganie .
nie zawsze byłem monolitem i okazem zdrowia czasem chorowałem .
Wtedy gdy żyliśmy w innym ustroju kiedy z punktu widzenia dziecka wszystko było fajne i takie proste , kiedy jeździłem rowerem po tacie a wcześniej Slalomem . Kiedy kolej miała własną służbę zdrowia .
A leczyłem się u dr Mrozińskiej (która przyjmowała w przychodni przy dworcu na Starołęce ) , pani doktor wysłała mnie na leczenie klimatyczne do prewentorium .

Trafiały tam dzieci ogólnie z problemami z drogami oddechowymi . Mieliśmy własną szkołę, opiekę medyczną  , ogólnie pełen wypas turnus trwał dwa miesiące . W Kowańcu - Nowy Targ ul Oleksówki na przeciwko Łysej Polany .




Leczyłem się tam na alergię . Od drugiej klasy podstawówki co roku na dwa miesiące do siódmej . Czasem zostawałem na dwa turnusy i wtedy była zima . nie taka jak teraz , zajebista zima z masą śniegu i pamiętam jak dziś jak wychowawca mówił że na dole w Nowym Targu było -36 stopni .

Taki brodaty młody wychowawca mówiliśmy na niego Rumburak :)) Może ktoś pamięta .....
Teraz ma 35 lat i jeszcze mam kontakt z dzieciakami z którymi tam byłem - to jest niesamowite !

właśnie w Kowańcu została nam zaszczepiona miłość do gór i do natury . To tam chodziliśmy na wycieczki , oglądaliśmy dziewięćsiły (które są pod ochroną ), piliśmy wodę ze źródeł , jedliśmy oscypki , przepuszczaliśmy stada owiec , do teraz pamiętam że Turbacz ma 1310 m :)

To właśnie dzięki temu , miałem czas pokochać góry , przy dobrej widoczności było witać Tatry

No i te lody w lodziarni przy rynku , nakładane kopyścią , mmmmmmm

A tu pierwszy i ostatni raz śpiewałem "Wielka radość w domu Gucia"



Jasna cholera , jaka szkoda .......

niedziela, 12 stycznia 2014

Rzeźnik !!!!!

Niniejszym ogłaszam że dopisało mi niesamowite szczęście !
Udało mi się zapisać naszą dwójkę na Bieg Rzeźnika  2014 !!!
Huraaaa!!

ps zapisy trwały może ze 13 min

biegać biegać pakować rowerować pakować biegać do kwietnia

wtorek, 7 stycznia 2014

Filmik :)

A tak a propos biegu w Szczawnicy , ekstra bieganie !!!

Rak & Roll !

dialog

Jest nowy rok są i postanowienia , nie chodzi tu o mnie a brać pracującą z którą mam kontakt służbowo i czasem prywatnie , pozwólcie że przytoczę :
- Cześć , Oko co słychać ?
- Spoko u mnie , ale Hubert narzekał ostatnio . 
-Tak ? A co jest ?

(Hubert - ojciec chrzestny mojego młodszego )

- No jak wracaliście z wigilii ostatnio to mówił że ledwo doszedł , ziapał , sapał i wogle myślał że nie da rady dojść do chaty . Później go wszystko bolało jak ch.....j ...
- Kurczę Marcin ale to trzy kilometry były , poza tym trochę byliśmy znieczuleni. 
-eeeee , Ty to wybiegany jesteś , maratony biegasz ...
-Ale to trzy kilometry ...
-Pochwale Ci się że z nowym rokiem ,a właściwie już wcześniej bo od dwóch tygodni chodzę na fitnes !
- No , super .
- I ja tam mam ćwiczenia kardio na bieżni , i wczoraj zrobiłem 2,4 km , chodząc. 
- Chodząc ?
- Wiesz , to dobrze spala .
(w tym momencie Oko poruszał swoim brzuchem , oponą na brzuchu i puścił do mnie oko  )
- A ile zajmuje Ci te 2,5 km , znaczy ile czasu to idziesz ?
- To taka rozgrzewka , 30 min . -odpowiedział z dumą Oko. 
- Wiesz co , bardzo mi się podoba że wreszcie się do czegoś zmobilizowałeś .

Szeroki uśmiech zagościł na twarzy Oka .

Pamiętajcie ! Małymi krokami do przodu i nie poddawać się .

poniedziałek, 6 stycznia 2014

las i ja i zima której ni ma

dziwnie dzisiaj było w lesie , jakoś tak nie styczniowo , wyszedłem z domu o 11 z myślą zrobienia może z 15 km , po sylwestrowej lambadzie noga mnie strasznie bolała i dopiero co mnie puściło
nie byłem pewny tempa , oddechu , niczego
pierwsze kilometry w Nowym Roku , były nadzwyczaj przyjemne , dobrze się obrałem , nie za ciepło ,
wziąłem ze sobą wodę , tak na wszelki wypadek
słoneczko przyjemnie grzało a mi kilometry uciekały , w słuchawkach Glaca wykrzykiwiał swoje teksty i biegłem i biegłem .
po 8 km zdecydowałem że skoro jest tak dobrze , to dlaczego to kończyć , wybrałem trasę 20 km .....
niesamowite jest jak się biegnie taką leśną drogą , drzewa kłaniają się po obu stronach , słonko świeci a z piasku unosi się para ....
spotkałem myśliwego , tatę z dziećmi na rowerach i oczywiście rowerzystów górskich czy trialowych

myśli krążyły mi wkoło dwóch rzeczy
pierwsza - bieg Rzeźnika
druga - czy obrona pracy mag nie będzie kolidowała z biegiem

Znalazłem partnera na bieg (w Rzeźniku biegnie się parami ) , z tego co się orientuję niepoprawny marzyciel jak ja .kurczę myśli się potem by gościa nie zawieść , wiadomo że wiem na co mnie stać ale takie bieganie w Bieszczadach to inna bajka , trochę się trzeba przygotować , dieta , siłownia , wybiegania
nie ma lipy

no im się nie spostrzegłem , bieg kończyłem już z Florence , z 20 km w nogach i muszę przyznać że już miałem dosyć , głodny się zrobiłem jak wilk , będzie trzeba zabierać ze sobę jakieś batony

dzisiaj czytałem prognozę , podobno kończą się ciepłe dni , jaszcze może trochę deszczyk popada , i przyjdzie mróz , lubię zimę , ale taką śnieżną i mroźną , anie chlapę , błoto i cholera wie co jeszcze

muszę mieć plan

piątek, 3 stycznia 2014

Bandyci

Pozwoliłem sobie zapożyczyć dzisiejsze zdjęcie , dobrego kolegi , który natknął się na zorganizowaną grupę przestępczą wracającą z Sylwestra do bazy .

Odległość od domu gdzie mieszkam jakieś 150 m :)))



Niestety za każdym razem jak wychodzę do lasu napotykam się na nich .

Może są jakieś sposoby na odstraszenie ?

środa, 1 stycznia 2014