środa, 20 kwietnia 2016

ON SIGHT INTRO 2016


Zawody z połówka ,o nie, nie takie , takie naprawdę z małżonką . Nie miało tak być , ale dobrze się złożyło . Brawo za odwagę . Trzeba głaskać , pielęgnować . Co mnie skłoniło to nie wiem . Formuła , znajomi , regulamin . Zawody w parach mają w sobie coś . Szczególnie jak robisz to z żoną . AR . Intro ON-SIGHT . Blisko , za lasem .
Najważniejsze mieć rower i chęć . Wiarę , że damy radę , że jeden drugiemu pomoże . Reszta jest  ryzykiem , zabawą , przygodą i tym czymś czego nam brakuje . Czasem dla siebie . 

Ja mam inny system przygotowań niż żona . Praktycznie spakowałem się dzień wcześniej .Kupiłem cole , czekolady , danio co jak żel wygląda wszystko razy dwa  . Zabieram kanapowca na rajd to ogarnę co potrzebne . Ułożyłem ładnie na dywanie komplet rzeczy które muszę zabrać . Około dziewiątej  wieczorem zrobiło się nerwowo bo rowery niespakowane , a gwiazda rozwalona na kanapie jak kocica ...Pakuj się !
Trzeba mieć kontrolę w każdym momencie , nawet jak patrzysz co i gdzie kobieta pakuje . Do teraz nie wiem dlaczego część moich rzeczy spakowała do swojej torby . Niestety będzie to miało istoty skutek w przyszłości ...

Zawiozłem rano  pozostałą część rodziny do babci , sami w domu są nie potrzebni , jeszcze go spalą . Psa zostawiliśmy na ogrodzie i w drogę . Na miejscu szykujemy rowery , przykręcam koło ( nie dorobiłem się bagażnika ) , pakuję swoje rzeczy do plecaka ze SWOJEJ torby . Biorę to co rzuca mi się w oczy . Na przepak szykujemy zapasowe buty , skarpety , wodę . Pamiętaj o kompasie . 
Kask , rękawiczki na rower oddałem Beacie , wiatrówka . Wszystko jest . Trochę zimno , mimo wszystko. Przywitałem się ze znajomymi . Rozpoczęła się odprawa . Fajne jest w tej orientacji , że orgowie są jakby to powiedzieć delikatnie mało ogarnięci w kwestii przekazywania rzeczy istotnych i mniej istotnych . Chłop mówił do nas, a odnosiłem wrażenie że nikt go nie rozumie . Żona patrzyła na mnie jak wół na malowane wrota , a ja na innych . Wszystko odbywało się dość .... intuicyjnie  .
Prolog 
Nigdy Beata sama nie biega na orientację . Przy okazji Orientacji na Rakownie na  szarfowanej trasie 1 km od domu  pogubiła się  i gdyby nie 5 letnia córka nie wiadomo jak by się to skończyło  . A teraz nie mam wyboru .Trzeba okazać zaufanie .  Mamy do zebrania 5 różnych kartek , z pięciu różnych PK , włożyć do jednego woreczka i oddać . Pierwsze zadanie . Dostaliśmy poniemieckie mapy , pisane chyba gotykiem . 
- Biegnij , zbierz dwa PK ja zbiorę resztę !
- Ale jak ??
- Biegnij za nimi ! Znasz niemiecki ?
- ...
Beata chyba zjadła od rana czekoladę bo w mig pojęła o co chodzi . Pobiegła w swoją stronę , a ja w swoją. W drodze do mojego trzeciego punktu obok jeziora , chcąc przejść przez strumień wpadłem  do niego po kolona ...
- Grejt -pomyslałem w duchu polską angielszczyzną . 

Trochę się zdziwiłem , jak po powrocie Beata już za mną czekała wykrzykując w moją stronę popędzająco - motywujące okrzyki .
- Masz karteczki ?
- No , mam ! 
- To dalej , pospiesz się !
- Hę ? Co do ... - pomyślałem 

Wsiedliśmy na rowery i szpula . Nie ma co , myślę sobie . Nie mogę wariować . Prędkość przelotowa  20 km . U małżonki oprócz nawigacji to najsłabiej rower właśnie . ale nie dlatego że nie umie tylko że za mało . Pierwszy PK , bułka z masłem . Drugi z dżemem . Dąbrówka Kościelna Wita. 
Jakoś tak szybko mi się przyjechało . Zmieniłem buty na suche, skarpetki . Małżonka też zmieniła .Nie widziałem w tym sensu . Widocznie nie miałem kobiecej intuicji . 
BNO 
Tylko dycha biegu , nie bierzemy wody . Plecaki zostawiamy . Tylko mapa i kompas .
- Masz Twoja mapa - mówię 
- A po co mi ona ?
(Wymowne , powłuczuste spojrzenie Benny Hilla) .
mapa 1:10000 czyli szybko i przyjemnie . Odcinki proste , nawigacja również , punkty dobrze widoczne . Przed PK 2 spotkaliśmy ekipe ,,,, z którą będzie nam się mierzyć przez cale zawody . Błąkali się w poszukiwaniu trzeciego kolejnego punktu . Po drugim też się trochę błąkaliśmy i razem z ekipą chłopaków odnaleźliśmy się na mapie . Po namierzeniu odpowiedniej drogi pognaliśmy do kolejnego punktu , którym był kamień na wzgórzu . Dalej jakieś krzaki przy drodze i to co tygrysy lubią najbardziej , moczary i kupa wody . Zrobił się mały ogonek , w jednym miejscu były ze cztery ekipy i wśród nich nasi "znajomi" koledzy . Heh , mieli fajne odblaskowe koszulki i ładnie było widać jak jeden z nich elegancko wkomponował się w bajoro do samego brzucha :D
Było dużo zabawy przy przedzieraniu się przez bagno i przeprawianiem się przez rzeczkę . Chłopaki wszystko nagrywały kamerą . Dalej malownicze źródełko i zwalona brzoza gdzie już w nosie miałem omijanie wody . Bieg w kierunku kolejnego punktu . Muszę powiedzieć nie napieraliśmy jakoś dramatycznie, chłopaki nas odsadzały na przebiegach ale i tak spotykaliśmy się na punktach . To jest zaleta biegu na azymut . Tak było przy kolejnych źródłach .Zastał nam tylko przebieg do strefy zmian . Tu niestety nie było mapy . Ale po wgramoleniu się na groblę i ujrzeniu kościoła już wiedziałem gdzie jestem i pognaliśmy sami swoją ścieżką . Przed parkingiem jeden z chłopaków leżał w trawie i walczył ze skurczem , trudno mi powiedzieć czy kamera była włączona .

koniec BNO , a szkoda
Na parkingu żona pozowała do zdjęć ,zajęliśmy się konsumpcją ,  zmieniała obuwie na te co miała wcześniej tłumacząc :
- Te nowe idealnie wczepiają się w pedały !
- ...

No i jedziemy nad jezioro zaliczając kolejny PK . Pogoda zaczęła się psuć , zachmurzyło się i zaczęło padać . Jechaliśmy w stronę Pobiedzisk , kolejna przeprawa przez rzekę . Ja przejechałem . Beata na boso , prowadząc rumaka . Dojechała nas kolejna para . Mimo wszystko byłem zdziwiony , dwóch młodych widać że zaprawionych w bojach dogania nas dopiero teraz . Potem dużo piachu , skrzypiące rowery , strome podejście , regulacja hamulców i chwilowa niedyspozycja partnerki . Mały kołowrót w głowie , tak to jest przy stromym podejściu , jednoczesnym pchaniem roweru w piachu i wypowiedzeniu tysiąca słów na bezdechu .

Jechaliśmy w grupie przez pola , lało jak z cebra .Piździło jak w kieleckim , a peleryna w aucie .
I dlatego właśnie trzeba stosować formułę ograniczonego zaufania i pakować się samemu i wszystko dwa razy sprawdzać . Gdzie jest moja peleryna ??!!!! Jak kretyn w koszulce i wiatrówce Kelenji , mokry jak ściera . To był ten moment gdzie odechciało mi się rajdu . Chciałem się gdzieś schować , przebrać , ale byliśmy centralnie na polu , bez szans na suche ciuchy ...
Wjechaliśmy na szosę , pod górę , pod wiatr , deszcz , woda , mijające samochody . Dojechaliśmy do punktu nad jeziorem , trochę szczęśliwie . Zjedliśmy czekoladę , pomogło. W lesie mniej padało i było jak by cieplej . Po drodze zwalone drzewa , skakanie przez strumień przy kolejnych punktach .
Okolica naprawdę piękna , jakiś szybki zjazd krętą ścieżką i już miałem wjechać na drogę i.... kurwa łąńcuch spadł i wlazł miedzy szprychy , a największą przerzutkę . Wypowiedziałem tysiąc słów podczas akcji serwisowej  których nie mogę tu przytoczyć . Obrócił rower do góry nogami i próbuje wyszarpać zażarty łańcuch. Dopadła mnie szewska pasja , widziałem siebie jako Pazurę w Nic śmiesznego pod taką małą budką telefoniczną jak go kejter za nogawę szarpie. Jak ja szarpałem ten zasrany łąńcuch , deszcz na mnie padał , ręce miałem całe uwalane smarem , robiłem jakieś dźwignie z patyków , podkładałem kije , a w głowie brzęczał mi głos pana ze sklepu rowerowego :
- Lepiej zostawić to plastikowe kółko między kołem , a zębatką. Przynajmniej łańcuch tam nie     wpadnie .
- Oj tam , to kwestia regulacji przerzutki . - odpowiadam
- Ja bym zostawił...
.....
- Jest !!!! Udało się !!!
- Chcesz mokrą chusteczkę do wytarcia rąk ?
- Mokrą ? O tak jasne . Dziękuję .
- Proszę.

Brud nie puszczał za bardzo , mokre chusteczki do pupy niemowlęcia nie dały rady . Wytarłem łapy o drzewo . Obróciłem rower i o tak . Całe siodło w błocie ,a rogi w piachu . Było mi wszystko jedno .. Wjechaliśmy na drogę , odepchnąłem się dwa razy nogą i dojechaliśmy do odcinka specjalnego .

Odcinek specjalny , Szwedzki okop .

Zszedłem z roweru , trochę byłem zdrętwiały . Beta też . Potruchtaliśmy w stronę najbliższej góry jak Puchatek z Prosiaczkiem pochrumkując i popiskując . Wdrapaliśmy się na górę . I lecimy , trochę idziemy , wlaściwie większość maszerujemy . Patrzę , co to za plandeka taka biała ? Wiara jakaś siedzi .... Kuźwa liny jakieś . Łoooo . Chłopaki też są , liczą coś na kartkach .
- Cześć . Musicie poczekać . Zajęte jest . Tu macie zadanie logiczne .
- Co ?
Patrze na te liny ... Taak daleko . Ktoś zaczyna małżonkę przebierać , Zakładajc uprząż . Zadanie do rozwiązania . Alfabet z ą , ć ???
- Pisz mi tu alfabet na odwrocie kartki . - mówię do Beaty - Tylko wiesz , z ć i takie tam .
Pisze , angażuje się . Widać że ma maturę . Nie można ściągnąć ? Rozglądam się dookoła . Znikąd pomocy . Mam tą uprząż na sobie . Widziałem na Discovery ,że to łatwy taki zjazd jest . Samo jedzie . Podczepiłem się , no i jedź ! Jedź! Suń !No już !
Trzeba ciągnąć . Coś jest zepsute , myślę . Gałęzie po drodze , zjechałem do połowy , po górę teraz . Jestem pewny , że było zepsute . Ciągnę , szarpie , ciągnę . Jezuu jak ciężko .Odpoczywam . Ciągnę ,większość odpoczywam . Głowa mi zwisła na dół , nie dam rady , zostanę tu . Tu polegnę , tyle przejechałem , po co ta siłownia ?! Ciągnij !!!! Zrób coś !!!! Nie wiem czy to deszcz w oczach , czy pot , szczypią jakoś . Naprzód ! Resztkami sił ! Kochany pan z obsługi pomaga ! podczepił linę , ciągnie . Razzzem ! Razzem ! Już jestem . jeszcze odpoczynek pół metra przed końcem .
Koniec ! dziękuję !
Gdzie Beata ? Wisi obok .
- Dalej ! Dajesz ! To prościzna ! - krzyczę
- Nie mogę...
- Dobrze Ci idzie , nie poddawaj się !!

Źródło : ON-SIGHT Adventure Race.

Małżonce poszło lepiej niż mi . Mimo tego ,że też ją kolo podciagał . Nigdy jej tego nie powiem .
Chciałem lecieć dalej .
- A zadanie ?
- Jakie !?
- Nie rozwiązane .... Chodź tu !
Gdyby nie Beata to byśmy tego nie zaliczyli . Nie poddała się . Brawo !
Chciałem to rzucić w pierony . Poszliśmy dalej , mimo wszystko cmokając po drodze z zachwytu nad ukształtowaniem terenu i nad tym co przed chwilą przeżyliśmy . Kolejne PK i zejscie po rowery .

Naprawdę ciężko było wystartować . Mieliśmy cały czas po górkę . Tak wiem inni też mieli . Po jakimś czasie połapałem się że to trasa półmaratonu , którą miałem przyjemność biec . Minęliśmy Pobiedziska . Punkt nad rzeczką w miejscu wodowania kajaków i jazda na bazę .
Jechaliśmy spokojnie . Kilometr przed metą :
- Gonią nas !!!
Pojawili się za nami , jakaś para , Szybko się zbliżają .
- Szpula !
Pomagałem jak mogłem , popychałem , motywowałem . Darliśmy 30 na godzinę !   Ma moc w udach kobita .
Ucieczka się udała , nie dogonili nas :)
Zostawiliśmy rowery przed szkołą . Weszliśmy do środka .
- Na kajaki jeszcze można ?- pytam
- Jak najbardziej !
- Beata , chcesz placka ?
- Ale on jest płatny . Czekaj mam kasę
Biegnąc nad jezioro z pełnymi ustami  zachwalaliśmy walory smakowe miejscowych wypieków . Wyborne , doprawdy .

Kajak

Nadal deszcz . Wlazłem w butach do wody i tak to nie miało znaczenia . Siadłem z tyłu . Płyniemy .
Na mapę i tak nie patrzyliśmy bo punkty było widać z wody , a i tak było sporo kajaków w trasie .
Powiem tak : płyniemy jak umiemy . Kajak był chyba krzywy bo non stop nas znosiło . Raz na lewo raz na prawo . Zgrania nie było w wiosłowaniu , bo po co mamy sobie ułatwiać . Woda leciała mi rękawami pod pachy co nie wpływał to pozytywnie na mój komfort podróży . Generalnie bawiliśmy się chwilą i cieszyliśmy sobą . I nie wiem dlaczego płynęliśmy w kaskach .Minęliśmy po drodze chłopaków . W kanale . Wracali , my nie . Nie zauważyłem kamery .


                                                  Źródło : ON-SIGHT Adventure Race.

META

Najlepsze było to , że jeszcze jedną ekipę wycięliśmy na ostatnim podbiegu !
No i mamy potencjalnych zwycięzców na kolejne zawody .







Autor z żoną