czwartek, 24 kwietnia 2014

Jakub N. : "Jechamy ? W nocy ? "

I tak za dużo już nie zrobiłem . Biagałem jak biegałem . Post wczesniej pisałem że chorowałem , chorowałem później też . Niestety spotkało to całą moją rodzinę , w dalszym stopniu byłem osłabiony i nie było sensu gdzieś tam w lesie się przekręcić i zalegnąć na ściółce .
dałem rade organizm zwalczył wszystkie paskudztwa . Nie wiem jak to jest ale zrobiłem sobie luźne 20 km a biegłem jak nigdy dotąd . Szybkość i lekkość dołączyły się do mnie po 2 kilometrze i nie zostawiły mnie już do końca . Śmiało mogę powiedzieć że biegłem półmaraton z czasem najlepszym w mojej karierze .

Zabrałem się za kolarzówkę . Jeździłem do pracy . nie mam daleko bo tylko 10 km  , a wierzcie mi nie umiem tym rowerem jeździć wolno . Żadnym rowerem nie umiem wolno .
W pracy musiałem dobre 15 min dochodzić do siebie , upocony byłem jak szczur jakiś i to przez kolejną godzinę jeszcze. W każdym razie po tygodniu dawania rowerem do roboty czułem że spełniłem swój obowiązek pod kątem wzmacniania mięśni nóg .

Ruszyła kolejna inicjatywa sąsiedzka z okazji lokalnego półmaratonu weteranów w gminie . Zgadałem się z kumplami , wspólnie biegamy , mamy koszulki , będzie wesoło . Nie chodzi nam o rekordy . Ma być wesoło .
Dzisiaj jest czwartek , wziąłem urlop do końca tygodnia . Czuję narastającą nerwówkę . Dzieciaki chatę roznoszą , w nocy jedziemy do Szczawnicy . Mam do przejechania ponad 600 km , nie jest to łatwe z dziećmi w aucie . Ruszamy o 3 w nocy . Mam nadzieję że prześpią większość czasu . Nie mam doświadczenia w tej sprawie .

Sam jestem ciekaw jak to będzie , mam przebiec 42 km , sprawdzian taki . Zawsze się denerwuję przed sprawdzianem .

piątek, 4 kwietnia 2014

powrót do żywych - w końcu

Za trzy tygodnie jadę do Szczawnicy .
Wymyśliłem sobie w tej mojej głowie że Szczawnica ma być sprawdzianem przed Rzeźnikiem .
Wszystko niby dobrze tylko że , jestem bez treningu prawie trzy  tygodnie .
Nie wiem czy jest jakikolwiek sens tłumaczyć się z tego , myślę że stało się jak się stało .
Biegałem sporo jak na moje możliwości w końcu już nie mogłem słuchać jak mi stawy strzelają w czasie gramolenia się po schodach do sypialni . Ogóle przemęczenie , brak snu i nadchodząca wiosna spowodowały o zapadnięciu decyzji i zarzucenia biegania na najbliższy  tydzień . Gdy tydzień miał się ku końcowi nastąpila awaria zęba . Niestety nic nie dało się zrobić . Skończyło się wyrwaniem i porządną dziurą . Ząb był u góry nie w żuchwie i jak próbowałem po kolejnych trzech dniach biegać to zdrowo mnie łupało jeszcze . Po zębie przyszła infekcja zatok i antybiotyk . ręce opadają i beczeć się chce .
Nie zważają na przeciwieństwa losu wyruszyłem z domu w zeszła niedzielę . Niestety wróciłem po 300 metrach z powodu obolałego dziąsła . W środę zrobiłem dychę , z zatkanym nosem i bolącymi zatokami .
Po pięciu kilometrach nos się odetkał i w sumie było bardzo dobrze . biegłem z sąsiadem więc tempo było rekraacyjne . Dostałem ostatnio od Kargola książkę o medytacji w bieganiu czy coś takiego , własciwa pozycja itp .
Biegłem rozmyslałem próbowałem stosować się do zaleceń w książce biec wyprostowanym , lekko pochylonym , zgrabne koła kręciłem łokciami i stopy do góry . Ładnie i swobodnie mi się biegło .
oddech równy i spokojny . I co z tego jak sąsiadowi cukier spadł w połowie trasy i więcej szliśmy jak biegliśmy , nie mogłem go zostawić samego w lesie z rozładowaną czołówką .

I jak to będzie z tą Szczawnicą ?
jeszcze trzy tygodnie , baza jest , byle tego nie zmarnować