wtorek, 31 marca 2015

Róża Wiatrów 2015

W sumie to nie wiem o co mi chodzi . Dzisiaj jest wtorek , zawody były w sobotę a dalej nie ma wyników . Z założenia nie biegam dla nagród , splendoru . lubię tą orientację za jej formę .
Dotychczas brałem udział w zawodach gdzie było trudno i długo , nawet jak dawałem na 25 km ..


W sobotę wystartowałem w Róży Wiatrów na dystansie 50 TP .

Pamiętam jak dwa lata temu debiutowałem na krótkim dystansie u Zbyszka , mordowałem się straszenie , śniegu było sporo , zimno i nie dawałem rady . Zająłem czwarte miejsce . Dumny jestem jak cholera z tego mimo że podawałem po lesie pewnie z 10 godzin .
Before.

Taktyką jaką obrałem w sobotę była trójka z przodu . Czyli Wojtek Wiatr , Artur Bednarek i Tomek Nawrocki . Składu się nie zmienia jak daje radę . Mapy dostaliśmy . I w sumie byłem rozczarowany bo miałem cichą nadzieję że pobiegniemy gdzieś do Rakowni , a tu budowniczy trasy zafundował nam Biskupice . Zaczęliśmy pomału od wariantu 4, , 3 ,17 . Czwórka fajnie schowana w rowie .Ruszyliśmy do kolejnego punktu . Robiło się ciepło . Biegliśmy jakąś drogą obok magazynów , później w lewo na asfalt i w prawo . Między domami w Kicinie w słoneczku wyroiły się jakieś muszki i jeden z nas się najadł . Wiem ale nie powiem kto , ale Wojtek gdyby wiedział że będzie punkt odżywczy na trasie to też by skorzystał , a ja miałem akurat buzię zamkniętą . Przed Łysą Górą była chata a obok niej stary bokser . Luzem , dziko , bez smyczy . Nie ufamy psom .I słusznie . Ja sobie sam nie ufam , szczególnie podczas BnO .     Na górę się wdrapaliśmy , punkt odnaleźliśmy , już . Naprzód . Trasa w kierunku Wierzonki wiodła malowniczą drogą asfaltową , zrobiło się wręcz gorąco , czas mijał bardzo miło na słuchaniu opowieści jak Wojtek pobijał rekord świata w maratonie , a Artur deklasował przeciwników na dyszce w Swarzędzu . W tym momencie nie miałem czym się pochwalić przed kolegami gdyż zajęty byłem utrzymywaniem tempa 6:10 na kilometr , walką ze wzniesieniem , gorącem i zadyszką . Z wytrwałością co godzinkę łykałem tabletkę z potasem i magnezem w trosce o moje łydki . W sumie skurcz w łydkę to pikuś w porównaniu ze skurczem w udo .
Koło Wierzonki biegliśmy wzdłuż stawu . Na jego brzegu znalazłem mogiłkę 20 letniego chłopaka zamordowanego w '39 przez Niemców . Przy grobli odbiliśmy w lewo , dając przez las w kierunku Barcinka i natykając się na grupę chłopaków od ASG .
Zdobyliśmy punkt 17 , nad jeziorem , najbardziej wysuniętym na wschód . Teraz biegliśmy w kierunku Karłowic wzdłuż jeziora Kowalskiego . Po drodze mijaliśmy wędkarzy i stary zajebisty rower wodny . Zupełnie taki sam jakim pływałem z rodzicami po jeziorze Jaroszewskim koło Sierakowa . Ech ,, dawno temu to było . Sieraków to miło wspominam z dzieciństwa . Konie , ryby , wczasy w wagonach, czerwone kozaki i wielki skład drewna koło huty szkła .
Foto: Artur Bednarek
Po kolejnych pięciu kilometrach wzdłuż jeziora odkryłem Amerykę że Kowalskie jest sztucznie spiętrzone tamą . W tym momencie i dalej do punktu nr 12 rajd przybrał najlepszą swoją formę .
Wybiegliśmy na pole jakiś małych bakłażanów czy czegoś tam , wniosek o biegu na przełaj przeszedł pomyślnie , natura , marcowa pogoda dała znać że jest ,że czuwa i że nam pokarze . Zaczęło padać , mocno , ostro , wiało jak nie wiem co, Prosto w twarz , deszcz i wichura , temperatura spadła gwałtownie , zrobiło się ślisko i grząsko . Ziemia w której rosły małe bakłażany skutecznie oblepiała moje buty , biegliśmy pod górkę na szczerym polu . Dotarliśmy do miedzy , deszcz zamienił się w grad , na horyzoncie pojawił się traktor .  Biegliśmy w jego stronę , żarty że jedzie właściciel pola przestawały być śmieszne im bliżej był pojazd . Traktorzysta był coraz bliżej , na kierownicy były takie  luzy że wyglądało ta tak jakby kierowca chciał w nas trafić . Pojawiały się głosy by rzucić się w lewo na pole , na ściernisko , gdzieś usłyszałem lament ...straciłem poczucie bezpieczeństwa  .
Poczciwa 360 tka minęła nas bokiem , przecięliśmy kolejną drogę i dalej przez pole . Grad , grad i wiatr , spodnie przykleiły do ciała potęgując uczucie zimna , uszy bolały od malutkich kuleczek lodu . Trwało to przez jakieś 30 min ,aż nie zniknęliśmy w ścianie lasu tuż przed 12 PK .
Picie, batony , żele , Każdy brał to co miał . Dalej na północ w kierunku dziewiątki. Tu są moje śmieci , droga znana i lubiana , biegam tedy średnio raz w tygodniu .
Foto: Szymon Szkudlarek

Minął już półmetek rajdu , zmierzaliśmy z powrotem do Koziegłów , przez Pławno w nadziei że GS będzie czynny .
O 14:10 byliśmy przed sklepem , jakie rozczarowanie, sobota , otwarte do czternastej . Pojawiły się głosy niezadowolenia , zaczęto obarczać się winą za ślamazarny bieg , ktoś rzucił przekleństwo , ktoś szarpał sztachetę , morale podupadło , grupa miała się rozpaść . Nie będzie browara.
Uratował nas odcinek specjalny . Znów byliśmy drużyną .
Nie lubię takiego terenu , kupa liści na ziemi , nie widać gdzie stąpasz . Nogi mi się wykręcały , biegając po okolicznych pagórkach . Za to okolice punktów 13,6,16 wynagrodziły mi cały ten asfalt i niewygodny teren . Piękna dzika przyroda , bagna i woda .
Foto: Artur Bednarek
Ruszyliśmy po dalsze punkty w kierunku bazy . Łatwo było je znaleźć . Po ostatnim punkcie chłopaki dali słuszne tępo. Trzymałem się dzielnie tyle ile mogłem jednak na chodniku przed Koziegłowami odpadłem . Łydka mnie ciągnęła i achilles dawał znaki . Miałem już dosyć . Robiłem co mogłem i biegłem na tyle na ile mnie było stać .Finisz nie powalał , emocje jak na grzybobraniu.
Czas na mecie 6:22 .i 46 km .

Nie wiem który byłem bo wyników jeszcze nie mam .
Ale wiem że mam jakiś niedosyt , nie biegowy broń Boże , tylko taki nawigacyjny i noga mnie boli .

Będą wyniki , będzie edit .
Zdjęcia też dołożę jak Artur podeśle .

Edit : 16 miejsce



niedziela, 1 marca 2015

Śnieżne Konwalie 2015

- Jedziesz już ?
- Naturalnie , już schodzę ....
- Ja już jestem , czekam .
....

Dzisiaj jedziemy razem Krzysztof , Paweł , Artur i ja . Zielona Góra .


- Gdzie byłeś , godzinę z Poznania ?
- No bo , te  ten eeee , nie z tej strony , nawigacja ....pfff , myślałem że jest bliżej ....rondo mnie zmyliło , bo ta obwodnica , nawigacja ... eee


Autostrada , kilometry szybko mijają , Świebodzin .

-Patrz .
-Co to jest ?
- No , Jezus !
-Jaki wielki ! Na zachód patrzy ....


Co myślisz , jak pobiegniesz , wariant , lewo czy też prawo .
Nic nie myślałem , miała być spinka że pierwsza pięćdziesiątka , ale jakoś tak na luzaku . Pogoda elegancka , chłodno , śniegu nie ma , w miarę sucho , batony zabrałem , picie i grosze na piwo . Będzie git . Biegniemy razem Arturem i Wojtkiem  jeszcze , robi się stały  skład :D . Dobrze jest .
Linia startu , odliczanie , GO !
Jak na półmaratonie weteranów  , frekwencja duża to i na starcie ciasno . Ja tam pomału . Pod górkę , do pierwszego punktu , po mapę .
Teraz jak tak sobie siedzę i piszę to bieg no PK 1 był najgorszy w całym rajdzie . Spocony , zziapany , zagotowany , hiperwentylacja ....(kiedyś napiszę jakiś elaborat na temat pierwszej piątki w bieganiu długo dystansowym , to co się ze mną działo na początku to przechodziło wszelkie pojęcie ..)
Poniżej łysy w akcji .
Źródło: http://arturbednarek.blogspot.com

Do drugiego PK pobiegłem jak przez mgłę z górki na pazurki . Nie będę opisywał każdego kolejnego punktu bo to bez sensu . Mało ciekawe jest to czy podchodziłem od niego z południa czy północnego- wschodu .. na dobrą sprawę to sam nie wiem .
Poza tym tych lampionów było bardzo dużo , i co mnie bardzo cieszyło . Bieg nie był nudny , trasa była podzielona na duże p.kontrolne i małe . były dwie mapy , z różnymi skalami . tzn odcinek specjalny był na mapie bardziej dokładnej i aktualnej punktów było na niej tyle co plam na dalmatyńczyku . czy działo się coś ciekawego ? Raczej nie , zaliczaliśmy kolejne lampiony bez większych problemów, czasem sami sobie utrudnialiśmy wybierając drogę nie do przejścia lub biegnąc w inną stronę niż powinniśmy .
Po krótce  zakończyliśmy nasz wcześniej uzgodniony fragment BNO i weszliśmy w dużą mapę . Biegliśmy w kierunku odwrotnym niż kierunek zegara . Było ekstra zaczął podać śnieg .


Kierunek poruszania się po mapie to nie taka prosta sprawa , drogi czytelniku . Otóż , wybierając go trzeba kierować się myślą , sposobem , knyfem który pozwoli tobie jak najlepiej , łatwiej i szybciej zaliczyć możliwie wszystkie punktu . Nasz sposób myślenia był taki :
- Lecimy tu , potem tu , te zbieramy , potem te , później tu i tu , to też zbierzemy , a tu uwaga na rzekę . No , a jak będziemy wracać to tu i to i do bazy . Pasuje ?
- A te ?
- Te ? To jak będziemy tu, to tędy i też zgarniemy .
- Bardzo dobrze , dobry wariant !

( biegniemy w prawo , zbieramy co się da z BNO , później długie przebiegi , bo jesteśmy nie zmęczeni i łatwiej to zrobić jak są siły  i jest jeszcze jasno, łatwiej przejść wtedy przez rzekę , znaleźć kładkę itp  , ostatnie punkty BNO są blisko siebie , to już nie będzie takich przebiegów i czas będzie szybciej leciał , )

Do połowy drogi było fajnie , biegliśmy , szliśmy , było śmiesznie , skakaliśmy przez rowy , strumienie , kuły nasz jakieś krzaki , Było błoto , był śnieg i zalane łąki .
Trasa była urozmaicona ,głównie po lasach , Kondycyjnie było bardzo dobrze ale tempo tez nie powalało . Druga połowa była jeszcze lepsza bo wyhaczyliśmy sklep z browarem . To dodało nam
+ 5 pkt do orientacji w terenie , + 7 pkt do pewności siebie i + 15 pkt do szybkości .

Bardzo dobrze wypadło z czasem , w momencie gdy robiło się już ciemno byliśmy znowu na mapie BNO w poszukiwaniu plamek na dalmatyńczyku .
Mieliśmy już sporo kilometrów nabiegane , Zaczął dopadać mnie kryzys, zrobiło się zimno i ciemno , zacząłem pochłaniać kolejne batony , i wlokłem się trochę za chłopakami . Nachodziły nas złe myśli o kotletach schabowych z ziemniakami i surówką .....
Koledzy nie darują jak nie napiszę że skrewiłem na całej linii. Był tam taki jeden punkcik co wydawało mi się że jest za wzniesieniem . Wszystkie znaki na mapie , podpowiadały ba nawet wskazywały że to TAM . Chodzimy,  szukamy, tu i tam :
- Idź tam szukaj na dole .
Szukam , szukam . Drę się :
-Hej !!!! Artur !!!!! Wojtek !!!!
Gdzieś tam w oddali odpowiedz . Zrozumieć nie szło , ciemno się zrobiło , teren mocno pofałdowany . Zostanę tu , sam , jak palec w tym lesie . Strach i panika . Podbiegam na górę , rozglądam się , ale co tu zobaczyć jak noc dookoła .
- Hej , chłopaki !!!!! Nie zostawiajcie mnie ......
Przebłysk geniuszu . Komórka . Dzwonię , Nie odbierają . Koniec ze mną .
Odebrali . Uffff.

....



Batony trochę mnie postawiły na nogi , rajd się pomału kończył . Zostało do pokonania już kilka kilometrów . Szczerze to miałem już dosyć .Pokonane już 50 km dawały się odczuć , a mocno pofałdowany teren w połączeniu z przedzieraniem się na azymut wcale nie pomagał .Po ostatnim odszukanym lampionie szpula do bazy . O dziwo każdemu minęło to co go bolało , ja przestałem być zmęczony , Artura przestała boleć noga , a Wojtek zapomniał o kotlecie :)

Na mecie oklasky (!) .

Rajd Konwalii 3 , dobrze zorganizowana impreza , ciepła woda , dobre jedzenie , techniczna trasa .
Żal mi trochę że punkty były zlokalizowane w nieciekawych miejscach . Co prawda jeden był przy źródle , drugi przy bagnie , ale reszta gdzieś pochowana w dołkach , w lesie  . Momentami ciężko było się przedzierać przez kujące krzaki , za to przebiegi się nie dłużyły odległości między punktami były dobrze wyważone . Lampiony stały tam gdzie powinny, ze strony organizacyjnej super .

Na rajd zabrałem osiem małych batonów Mars , zjadłem może z pięć , wypiłem tylko litr izotonika no i dobrą połowę Tyskiego . Trochę za mało piłem jak na 16 godz w terenie , ale było chłodno .
Co godzinę , może dwie zjadałem jedną tabletkę z magnezem i potasem . Dzięki temu uniknąłem często dopadających mnie skurczów . Zimno mi nie było , buty się spisały .
Na mecie wypiłem za to drugi litr wody , albo dwa ... W drodze powrotnej spałem w aucie jak dziecko .