wtorek, 1 grudnia 2015

Słabo

Zwiększając swoją aktywność fizyczną , uzupełniając aeroby pierwszą wizytą na siłowni z zaprawionymi sąsiadami , skończyło się jak zawsze ... w poniedziałek nie dawałem rady pisać na kompie , bo trzeba było unieść ręce . Im dalej w tydzień było coraz gorzej , łapy bolały mnie nawet jak wisiały luźno wzdłuż ciała , a żona jak chciała coś ode mnie wymusić to złośliwie żgała mnie palcem w klatę .

W piątek przyszedł czas badań okresowych .

Dostałem zdolność na trzy miesiące , mam nadzieje że wyniki są tak słabe ze względu na przeciążenie .

Mam tydzień regeneracji i powtarzam badania w piątek , liczę  że będzie poprawa ....

wtorek, 14 lipca 2015

Zielonka after Start

-Dobra , wszyscy na start , ruszamy za 3 minuty !!- rozległo się z megafonu .

Stanąłem w cieniu pod drzewem za wielką dmuchaną bramą. Rozglądałem się dookoła , ludzie jak zwykle się śmiali , dyskutowali , trzęśli się z zimna , ktoś sikał w krzakach . Wdałem się w dyskusję z Andrzejem .
- Minuta do startu !
Ludzi na starcie wydawało mi się mało . W końcu piersza edycja . Przewijały się w necie informację od oraganizatorów że jeszcze trwają zapisy , że zachęcają i takie tam . Widocznie nie osiągneli limitu . Marchewka za mała .
-Start !
Pierwsza dycha poszła jak po maśle . Koło Tuczna był pierszy punkt odrzywczy . Nawet się nie zatrzymałem , Nie wiem co było na stole . Leciałem spokojnie  swoje .
Trasa do 10 km wiodła szerokimi duktami ludzie się porciągali , zbili w małe dwu trzy osobowe grupki .
Biegliśmy po południowej stronie jeziora Stęszewskiego . Wąskie ścieżki na jedną osobę . Fajnie , brzegiem . Tylko te śmieci ,ludzie to są jednak świnie . Całe wory , butelki , styropian ...
Pętla do Tuczna  dookoła jezior stanowczo i bezapelacyjne najlepsza część trasy , malowniczo i pusto . Na dwudziesty kilometrze się zatrzymałem . Zjadłem garść rodzynek (tylko to było) i kubek wody . Wyprzedził mnie Sławek z Andrzejem . Biegliśmy podobnym tempem .
....

Kolejny punkt . Rozejście tras . Miałem chwilę zawahania . Malutką , czułem się dobrze . Nogi niosły , była siła . Jakoś to będzie . Sławek rozcierał nogę . Poleciałem dalej . W kierunku arboretum .Pewnie jak bym nie znał okolicy to nie wiedział bym w którą stronę pobiec . Ot takie oznaczenie trasy .

Tam poczułem się źle . Cukier spadł czy co nie wiem .
W Zielonce czekała na mnie żona z dzieciakami i koleś- wolontariusz-matywator.
- Oj , nie widzę ciebie na mecie .-koleś-wolontariusz
- Agata już biegła ?
- Biegła. - motywator odpowiada - Wyglądała świeżo , nie to co Ty.
- Mam cię w dupie . - pomyślałem - skąd on zna Agatę ??
- Agata już idzie - mówi Beata - czeka za Tobą .
- Nie dasz rady ... - wolontariusz
Starałem się na niego nie patrzeć i skupić się na rodzinie .
- Spierdalaj !- myślę . Patrzę na dzieciaki . Uściskaliśmy się . - Odezwę się , Pa !

Popsuł mi się humor .

Znowu droga Andrzeja , Sławka i moja zeszły się razem , nadal w Zielonce , gdzieś na ławce , obok sklepu , słuchając pana Zdzicha jak budował mostek w arboretum . Słód taki substytut cukru , tak myślę .

Pokrzepieni , wzmocnieni , z kilkoma punktami do odwagi ruszyliśmy w dalszą drogę . Dla mnie odcinek do Dąbrówki w kierunku Bednar był okropny . Niemożliwie niekończąca się długa prosta no i gdzieś tam w końcu dobiegłem do kościółka . Wody się napiłem , znowu zjadłem trochę rodzynek . Arbuz był blady jak ściana więc sobie odpuściłem . Andrzej jakiś taki nie obecny , Sławek pobiegł przodem .
Ruszyłem dalej już nie chciałem się ścigać z kumplami , zresztą i tak były nici z rozmowy , każdy odbywał już walkę na innym poziomie , bardziej osobistym .

Na 45 kilometrze dogoniłem Agatkę , dziarsko parła do przodu , trochę się dziwiłem że nie biegnie , wyglądała naprawdę dobrze , Z ulgą dla mnie zwolniłem i postanowiłem kontynuować maraton dalej z nią .
Chciałem dać odpocząć łydką , które nieznośnie byłe nękane przez zbliżające się skurcze . Pewnie , że łykałem tabletki , ale chyba za rzadko ....
No właśnie i tu nastąpił punkt zwrotny mojej kariery jako ultrasa . Im dłużej szedłem tym bardziej czułem ból w stopie , w jej zewnętrznej części , łydy miały odpocząć, ale przy pierwszej próbie puszczenia się z górki biegiem od razu łapał mnie skurcz .
Byłem zły , jeszcze nie zrezygnowany , ale zły . Próbowałem kontynuować marszobieg ale nic z tego nie wychodziło.
Agata parła do przodu , ja zostawałem na poboczu opierając się o drzewo i rozciągałem łydki .

50km -czyli na cholerę mi to !!
 Tu zacząłęm utykać , czułem że nie przelewki . O ile ze skurczami bym sobie poradził , tak ze stopą nie chciałem przeginać . Gdzieś w lesie pożegnaliśmy się z moją towarzyszką niedoli i dalej kontynuowałem rajd sam . Jak człowiek człapie się gdzieś w lesie , ma dużo czasu na przemyślenia , rozważając za i przeciw , wyciągnąłem komórę z plecaka i poprosiłem żonę by mnie zgarnęła z Głęboczka .

No i tak szedłem sobie do tego kolejnego punktu żywieniowego , W Łopuchówku jeszcze zbiegłem do j. Leśnego , i dalej kuśtykałem przed siebie . Wszedłem na asfalt i podbiegłem do punktu , było z górki więc zacisnąłem zęby . Beata z Agatą jeszcze kręciły się na miejscu .
- O , patrz biegnie !
- E , tam ... To chwilowe . Starczy mi . Jedziemy do chaty .
Zwróciłem się do ludzi na punkcie :
- Słuchaj , rezygnuję .
- ....
Patrzą na mnie jak wół na malowane wrota .
- To co ? - pytam
- Uuuu, eee, no ... Masz długopis ?- pyta ogr ogra
- Nie mam .
- Trzeba numer zapisać .
Widzę szaloną pogoń myśli na twarzy młodszego . Starszy przejął rolę kierownika , steruje .
- Numer weź od niego ...
- Mogę  numer startowy ? No , chyba że Pan potrzebuje ..
To się nigdy nie skończy .
- Tak , weź . Masz .
- Musimy to odnotować , że zszedłeś z trasy , inaczej będziemy Cię szukać. - kierownik .
Od razu mi lepiej . Kompetencja i profesjonalizm powodują że czuję się bezpiecznie .

i tyle , zapakowałem się do auta i do domu ,
Po drodze jeszcze mała spina z trenerką , wyrzut że wymiękłem .

Dziękuję , wszystkim .


A tak po wszystkim . Półtora tygodnia po biegu to gratuluję wszystkim co ukończyli . Równo mocno dosłownie wszystkim . Tym co zajęli czołowe miejsca Katrzynka i Sebastian . Tym co walczyli nie z trasą a z sobą , z własnym ciałem i głową . Agatka , Sławek, Andrzej i Maciej .

Jaki był Zielonka Maraton , jak dla mnie zrobiony na odpierdol jak całe moje przygotowania .
A bieganie długo dystansowe mogę wybić sobie z głowy na jakiś czas .



poniedziałek, 29 czerwca 2015

Zielonka - czyli strzał w kolano .

Czasem są takie zawody które mi nie pasują. Chociaż nie wiem jak by cię namawiano i nie wiadomo jak blisko by były , coś jest z nimi nie tak . Z pozoru łatwa trasa , doborowe towarzystwo , wszystko "si" , a jednak ...

- Zapisz się ...
- Nie , nie , nie nie chcę ...
- Dlaczego ?
- Nieee ,
- Ale jesteś.

Chodziłem struty cały tydzień ,
Po co mi to , miałem się pchać na żadne ultra w tym roku i to jeszcze po płaskim , przecież nic nie trenowałem ..

- Wiesz , Kaśka do mnie wydzwania , bez przerwy . Zapisz się na ten bieg . Fajnie będzie ,
- Nie chcę tam biec , bo tam trzeba biec cały czas ... nie dam rady to jest 75 km po płaskim .Cwaniakujesz bo przebiegłaś najwięcej 15 km ... Trzeba trochę potrenować do takiego dystansu .
Minął tydzień .
- Zapisałam Cię .
- Gdzie ?
- No na Zielonkę ...
- Mówiłem, że nie chcę .
- E tam , jeszcze mi podziękujesz .
Źródło : http://zielonkaultramaraton.pl

To było na początku zapisów . Nie wiem kiedy dokładnie pewnie z pół roku przed startem . Nigdy do mnie nie dotarło że zostałem zapisany na Zielonka Ultra . Skoro nie dotarło to nigdy nie było przygotowań .
Wybiegać , ćwiczenia siły i całej tej szopki .
Ostatnie miesiące to nie w głowie mi przygotowanie do maratonu . Pewnie że miałem po drodze epizody biegowe w postaci połówki w Murowanej Goślinie , ale to raptem 21 km . Brakowało jeszcze 50 km...
Jak trenować bieganie jak w głowie rower , teren , szosa , kolarzówa . Notoryczne dłubanie w suportach , rozkmina nad różnicą pomiędzy wolnobiegem a kasetą , wymianą sztycy , kierownicy , szukanie pedału , który odpadł na rondzie w Sławie Wlkp. ....Naprawdę w niedzielę to wolałem wsiąść na rower niż zakładać buty biegowe .
Atmosfera wkoło biegu pomału gęstniała . Ogólna mobilizacja na forach społecznościowych , we wsi , pod sklepem . Oczywiście każdy ma podejście indywidualnie do zawodów . Mobilizacja jest potrzebna, wspólne bieganie, słowa otuchy . Miałem to gdzieś . Nie zrobiłem nic , Wybiegania na poziomie 20 km to gówno ,
Napisałem do organizatorów ,że chcę zrezygnować , ewentualnie zwrot kasy  .
Nie odpisali , zlali mnie .
- No ładnie ... - myślę sobie .
Mijały kolejne tygodnie , czekałem za odpowiedzią od orgów i pomału się oswajałem z myślą że jednak będę musiał pobiec .
Zacząłem oglądać mapę biegu , widzę że są dwie opcje trasy .
Pierwsza wizja przebiegnięcia trasy wydawała mi się ogromnie daleka . Biegam po okolicy i mniej więcej wiem jak to ma się do rzeczywistości . A mała pętla to 40 km .
40 km i ultra za 120 zł ,też coś !
W środę , start był w sobotę , odstawiłem rower . Trzy dni regeneracji . Nawodnienie , suplemantacja magnezem i potasem . Uda od kolażówy grzały mnie jak diabli . Przygotowany byłem jak cholera .
Źródło : http://zielonkaultramaraton.pl

W czwartek umówiłem się z Kaśką i Sebastianem że pojadę z nim . Mieliśmy do przejechania 15 km do startu. Na miejscu byliśmy dość wcześnie . Organizatorzy dopiero się rozkładali . Odebrałem numer startowy i pozostało czekać na start .

Pakiet startowy .
Ocena subiektywna . Nie wiem czy wogóle powinienem pisać na ten temat . Całe podejście do biegu miałem negatywne od samego początku . Spontaniczne zapisanie , wydajne i sumienne przygotowanie , zajebisty kontakt z organizatorem . Teraz mam przynajmniej mapę okolicy i "ręcznik".

Przywitałem się ze znajomymi . Marcin ( stary kumpel z Piły i Poznania ) , fajnie było Cię spotkać , Andrzej i Sławek , Radek , Agata i Maciej .
Założyłem plecak , w nim podstawowe wyposażenie , batony , picie .
Generalnie ultras musi być samowystarczalny i tak też się przygotowałem .

Nie będę robił wioski , lecę na 75 km .




wtorek, 31 marca 2015

Róża Wiatrów 2015

W sumie to nie wiem o co mi chodzi . Dzisiaj jest wtorek , zawody były w sobotę a dalej nie ma wyników . Z założenia nie biegam dla nagród , splendoru . lubię tą orientację za jej formę .
Dotychczas brałem udział w zawodach gdzie było trudno i długo , nawet jak dawałem na 25 km ..


W sobotę wystartowałem w Róży Wiatrów na dystansie 50 TP .

Pamiętam jak dwa lata temu debiutowałem na krótkim dystansie u Zbyszka , mordowałem się straszenie , śniegu było sporo , zimno i nie dawałem rady . Zająłem czwarte miejsce . Dumny jestem jak cholera z tego mimo że podawałem po lesie pewnie z 10 godzin .
Before.

Taktyką jaką obrałem w sobotę była trójka z przodu . Czyli Wojtek Wiatr , Artur Bednarek i Tomek Nawrocki . Składu się nie zmienia jak daje radę . Mapy dostaliśmy . I w sumie byłem rozczarowany bo miałem cichą nadzieję że pobiegniemy gdzieś do Rakowni , a tu budowniczy trasy zafundował nam Biskupice . Zaczęliśmy pomału od wariantu 4, , 3 ,17 . Czwórka fajnie schowana w rowie .Ruszyliśmy do kolejnego punktu . Robiło się ciepło . Biegliśmy jakąś drogą obok magazynów , później w lewo na asfalt i w prawo . Między domami w Kicinie w słoneczku wyroiły się jakieś muszki i jeden z nas się najadł . Wiem ale nie powiem kto , ale Wojtek gdyby wiedział że będzie punkt odżywczy na trasie to też by skorzystał , a ja miałem akurat buzię zamkniętą . Przed Łysą Górą była chata a obok niej stary bokser . Luzem , dziko , bez smyczy . Nie ufamy psom .I słusznie . Ja sobie sam nie ufam , szczególnie podczas BnO .     Na górę się wdrapaliśmy , punkt odnaleźliśmy , już . Naprzód . Trasa w kierunku Wierzonki wiodła malowniczą drogą asfaltową , zrobiło się wręcz gorąco , czas mijał bardzo miło na słuchaniu opowieści jak Wojtek pobijał rekord świata w maratonie , a Artur deklasował przeciwników na dyszce w Swarzędzu . W tym momencie nie miałem czym się pochwalić przed kolegami gdyż zajęty byłem utrzymywaniem tempa 6:10 na kilometr , walką ze wzniesieniem , gorącem i zadyszką . Z wytrwałością co godzinkę łykałem tabletkę z potasem i magnezem w trosce o moje łydki . W sumie skurcz w łydkę to pikuś w porównaniu ze skurczem w udo .
Koło Wierzonki biegliśmy wzdłuż stawu . Na jego brzegu znalazłem mogiłkę 20 letniego chłopaka zamordowanego w '39 przez Niemców . Przy grobli odbiliśmy w lewo , dając przez las w kierunku Barcinka i natykając się na grupę chłopaków od ASG .
Zdobyliśmy punkt 17 , nad jeziorem , najbardziej wysuniętym na wschód . Teraz biegliśmy w kierunku Karłowic wzdłuż jeziora Kowalskiego . Po drodze mijaliśmy wędkarzy i stary zajebisty rower wodny . Zupełnie taki sam jakim pływałem z rodzicami po jeziorze Jaroszewskim koło Sierakowa . Ech ,, dawno temu to było . Sieraków to miło wspominam z dzieciństwa . Konie , ryby , wczasy w wagonach, czerwone kozaki i wielki skład drewna koło huty szkła .
Foto: Artur Bednarek
Po kolejnych pięciu kilometrach wzdłuż jeziora odkryłem Amerykę że Kowalskie jest sztucznie spiętrzone tamą . W tym momencie i dalej do punktu nr 12 rajd przybrał najlepszą swoją formę .
Wybiegliśmy na pole jakiś małych bakłażanów czy czegoś tam , wniosek o biegu na przełaj przeszedł pomyślnie , natura , marcowa pogoda dała znać że jest ,że czuwa i że nam pokarze . Zaczęło padać , mocno , ostro , wiało jak nie wiem co, Prosto w twarz , deszcz i wichura , temperatura spadła gwałtownie , zrobiło się ślisko i grząsko . Ziemia w której rosły małe bakłażany skutecznie oblepiała moje buty , biegliśmy pod górkę na szczerym polu . Dotarliśmy do miedzy , deszcz zamienił się w grad , na horyzoncie pojawił się traktor .  Biegliśmy w jego stronę , żarty że jedzie właściciel pola przestawały być śmieszne im bliżej był pojazd . Traktorzysta był coraz bliżej , na kierownicy były takie  luzy że wyglądało ta tak jakby kierowca chciał w nas trafić . Pojawiały się głosy by rzucić się w lewo na pole , na ściernisko , gdzieś usłyszałem lament ...straciłem poczucie bezpieczeństwa  .
Poczciwa 360 tka minęła nas bokiem , przecięliśmy kolejną drogę i dalej przez pole . Grad , grad i wiatr , spodnie przykleiły do ciała potęgując uczucie zimna , uszy bolały od malutkich kuleczek lodu . Trwało to przez jakieś 30 min ,aż nie zniknęliśmy w ścianie lasu tuż przed 12 PK .
Picie, batony , żele , Każdy brał to co miał . Dalej na północ w kierunku dziewiątki. Tu są moje śmieci , droga znana i lubiana , biegam tedy średnio raz w tygodniu .
Foto: Szymon Szkudlarek

Minął już półmetek rajdu , zmierzaliśmy z powrotem do Koziegłów , przez Pławno w nadziei że GS będzie czynny .
O 14:10 byliśmy przed sklepem , jakie rozczarowanie, sobota , otwarte do czternastej . Pojawiły się głosy niezadowolenia , zaczęto obarczać się winą za ślamazarny bieg , ktoś rzucił przekleństwo , ktoś szarpał sztachetę , morale podupadło , grupa miała się rozpaść . Nie będzie browara.
Uratował nas odcinek specjalny . Znów byliśmy drużyną .
Nie lubię takiego terenu , kupa liści na ziemi , nie widać gdzie stąpasz . Nogi mi się wykręcały , biegając po okolicznych pagórkach . Za to okolice punktów 13,6,16 wynagrodziły mi cały ten asfalt i niewygodny teren . Piękna dzika przyroda , bagna i woda .
Foto: Artur Bednarek
Ruszyliśmy po dalsze punkty w kierunku bazy . Łatwo było je znaleźć . Po ostatnim punkcie chłopaki dali słuszne tępo. Trzymałem się dzielnie tyle ile mogłem jednak na chodniku przed Koziegłowami odpadłem . Łydka mnie ciągnęła i achilles dawał znaki . Miałem już dosyć . Robiłem co mogłem i biegłem na tyle na ile mnie było stać .Finisz nie powalał , emocje jak na grzybobraniu.
Czas na mecie 6:22 .i 46 km .

Nie wiem który byłem bo wyników jeszcze nie mam .
Ale wiem że mam jakiś niedosyt , nie biegowy broń Boże , tylko taki nawigacyjny i noga mnie boli .

Będą wyniki , będzie edit .
Zdjęcia też dołożę jak Artur podeśle .

Edit : 16 miejsce



niedziela, 1 marca 2015

Śnieżne Konwalie 2015

- Jedziesz już ?
- Naturalnie , już schodzę ....
- Ja już jestem , czekam .
....

Dzisiaj jedziemy razem Krzysztof , Paweł , Artur i ja . Zielona Góra .


- Gdzie byłeś , godzinę z Poznania ?
- No bo , te  ten eeee , nie z tej strony , nawigacja ....pfff , myślałem że jest bliżej ....rondo mnie zmyliło , bo ta obwodnica , nawigacja ... eee


Autostrada , kilometry szybko mijają , Świebodzin .

-Patrz .
-Co to jest ?
- No , Jezus !
-Jaki wielki ! Na zachód patrzy ....


Co myślisz , jak pobiegniesz , wariant , lewo czy też prawo .
Nic nie myślałem , miała być spinka że pierwsza pięćdziesiątka , ale jakoś tak na luzaku . Pogoda elegancka , chłodno , śniegu nie ma , w miarę sucho , batony zabrałem , picie i grosze na piwo . Będzie git . Biegniemy razem Arturem i Wojtkiem  jeszcze , robi się stały  skład :D . Dobrze jest .
Linia startu , odliczanie , GO !
Jak na półmaratonie weteranów  , frekwencja duża to i na starcie ciasno . Ja tam pomału . Pod górkę , do pierwszego punktu , po mapę .
Teraz jak tak sobie siedzę i piszę to bieg no PK 1 był najgorszy w całym rajdzie . Spocony , zziapany , zagotowany , hiperwentylacja ....(kiedyś napiszę jakiś elaborat na temat pierwszej piątki w bieganiu długo dystansowym , to co się ze mną działo na początku to przechodziło wszelkie pojęcie ..)
Poniżej łysy w akcji .
Źródło: http://arturbednarek.blogspot.com

Do drugiego PK pobiegłem jak przez mgłę z górki na pazurki . Nie będę opisywał każdego kolejnego punktu bo to bez sensu . Mało ciekawe jest to czy podchodziłem od niego z południa czy północnego- wschodu .. na dobrą sprawę to sam nie wiem .
Poza tym tych lampionów było bardzo dużo , i co mnie bardzo cieszyło . Bieg nie był nudny , trasa była podzielona na duże p.kontrolne i małe . były dwie mapy , z różnymi skalami . tzn odcinek specjalny był na mapie bardziej dokładnej i aktualnej punktów było na niej tyle co plam na dalmatyńczyku . czy działo się coś ciekawego ? Raczej nie , zaliczaliśmy kolejne lampiony bez większych problemów, czasem sami sobie utrudnialiśmy wybierając drogę nie do przejścia lub biegnąc w inną stronę niż powinniśmy .
Po krótce  zakończyliśmy nasz wcześniej uzgodniony fragment BNO i weszliśmy w dużą mapę . Biegliśmy w kierunku odwrotnym niż kierunek zegara . Było ekstra zaczął podać śnieg .


Kierunek poruszania się po mapie to nie taka prosta sprawa , drogi czytelniku . Otóż , wybierając go trzeba kierować się myślą , sposobem , knyfem który pozwoli tobie jak najlepiej , łatwiej i szybciej zaliczyć możliwie wszystkie punktu . Nasz sposób myślenia był taki :
- Lecimy tu , potem tu , te zbieramy , potem te , później tu i tu , to też zbierzemy , a tu uwaga na rzekę . No , a jak będziemy wracać to tu i to i do bazy . Pasuje ?
- A te ?
- Te ? To jak będziemy tu, to tędy i też zgarniemy .
- Bardzo dobrze , dobry wariant !

( biegniemy w prawo , zbieramy co się da z BNO , później długie przebiegi , bo jesteśmy nie zmęczeni i łatwiej to zrobić jak są siły  i jest jeszcze jasno, łatwiej przejść wtedy przez rzekę , znaleźć kładkę itp  , ostatnie punkty BNO są blisko siebie , to już nie będzie takich przebiegów i czas będzie szybciej leciał , )

Do połowy drogi było fajnie , biegliśmy , szliśmy , było śmiesznie , skakaliśmy przez rowy , strumienie , kuły nasz jakieś krzaki , Było błoto , był śnieg i zalane łąki .
Trasa była urozmaicona ,głównie po lasach , Kondycyjnie było bardzo dobrze ale tempo tez nie powalało . Druga połowa była jeszcze lepsza bo wyhaczyliśmy sklep z browarem . To dodało nam
+ 5 pkt do orientacji w terenie , + 7 pkt do pewności siebie i + 15 pkt do szybkości .

Bardzo dobrze wypadło z czasem , w momencie gdy robiło się już ciemno byliśmy znowu na mapie BNO w poszukiwaniu plamek na dalmatyńczyku .
Mieliśmy już sporo kilometrów nabiegane , Zaczął dopadać mnie kryzys, zrobiło się zimno i ciemno , zacząłem pochłaniać kolejne batony , i wlokłem się trochę za chłopakami . Nachodziły nas złe myśli o kotletach schabowych z ziemniakami i surówką .....
Koledzy nie darują jak nie napiszę że skrewiłem na całej linii. Był tam taki jeden punkcik co wydawało mi się że jest za wzniesieniem . Wszystkie znaki na mapie , podpowiadały ba nawet wskazywały że to TAM . Chodzimy,  szukamy, tu i tam :
- Idź tam szukaj na dole .
Szukam , szukam . Drę się :
-Hej !!!! Artur !!!!! Wojtek !!!!
Gdzieś tam w oddali odpowiedz . Zrozumieć nie szło , ciemno się zrobiło , teren mocno pofałdowany . Zostanę tu , sam , jak palec w tym lesie . Strach i panika . Podbiegam na górę , rozglądam się , ale co tu zobaczyć jak noc dookoła .
- Hej , chłopaki !!!!! Nie zostawiajcie mnie ......
Przebłysk geniuszu . Komórka . Dzwonię , Nie odbierają . Koniec ze mną .
Odebrali . Uffff.

....



Batony trochę mnie postawiły na nogi , rajd się pomału kończył . Zostało do pokonania już kilka kilometrów . Szczerze to miałem już dosyć .Pokonane już 50 km dawały się odczuć , a mocno pofałdowany teren w połączeniu z przedzieraniem się na azymut wcale nie pomagał .Po ostatnim odszukanym lampionie szpula do bazy . O dziwo każdemu minęło to co go bolało , ja przestałem być zmęczony , Artura przestała boleć noga , a Wojtek zapomniał o kotlecie :)

Na mecie oklasky (!) .

Rajd Konwalii 3 , dobrze zorganizowana impreza , ciepła woda , dobre jedzenie , techniczna trasa .
Żal mi trochę że punkty były zlokalizowane w nieciekawych miejscach . Co prawda jeden był przy źródle , drugi przy bagnie , ale reszta gdzieś pochowana w dołkach , w lesie  . Momentami ciężko było się przedzierać przez kujące krzaki , za to przebiegi się nie dłużyły odległości między punktami były dobrze wyważone . Lampiony stały tam gdzie powinny, ze strony organizacyjnej super .

Na rajd zabrałem osiem małych batonów Mars , zjadłem może z pięć , wypiłem tylko litr izotonika no i dobrą połowę Tyskiego . Trochę za mało piłem jak na 16 godz w terenie , ale było chłodno .
Co godzinę , może dwie zjadałem jedną tabletkę z magnezem i potasem . Dzięki temu uniknąłem często dopadających mnie skurczów . Zimno mi nie było , buty się spisały .
Na mecie wypiłem za to drugi litr wody , albo dwa ... W drodze powrotnej spałem w aucie jak dziecko .


poniedziałek, 26 stycznia 2015

Trabuco 3

Pierwsze 5km w Trabuco jak w kaloszach . Bolały mnie wszystkie mięśnie poniżej kolan ...
Potem było lepiej , po 15 km zniknęło uczucie cieżkości butów . Po 26 km żadnych obtarć , są twardsze podeszwa lepiej wybiera kamienie , błoto się lepi , zbieg z Dziewiczej bez problemu , elegancko .
...
Myślę że się zaprzyjaźnimy .

niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 1 , Przed startem

Już nie cały tydzień do Zimowych Konwalii .
Mam nadzieję że fajnie rozpocznie się ten nowy sezon .
Nie jestem geniuszem przygotowań , raczej Januszem . Przez ostatnie półtora miesiąca biegałem maksymalnie 70 km tygodniowo , a w sobotę zmierzę się z dystansem co najmniej 60 kilometrowym . Oczywiście będzie bolało . Mam kilka wątpliwości i jest trochę niewiadomych . Dotychczas nie robiłem zimą takich dystansów . Bo o ile latem biegałem na zawodach 50-80 km to było ciepło . I zawsze jak szedłem upocony to nie robiło się zimno , Teraz będzie gorzej , szczególnie jak przymrozi :\ .i zawieje ...
Kupiłem nowe buty w tym tygodniu , moje wysłużone NB 610 odeszły na emeryturę . Zrobiłem w nich w zeszłym roku udokumentowanych kilometrów 1200 . Zrobiły się w nich dziury , paluch wyszedł bokiem i zapiętki się wytarły .
200 zł które wydałem na New Balance w zeszłym roku to były bardzo dobrze wydane pieniądze . Buty są bardzo dobre , lekkie , przewiewne i szybkie . Idealnie nadają się do lasu , w góry już gorzej . Oczywiście przebiegłem w nich Rzeźnika , ale na Połoninach gdzie były kamienie i trzeba było po nich zbiegać stopy  bolały mnie srogo .
Kupił bym je znowu  ale oczywiście nie było rozmiarówki i musiałem wybrać co innego .Kupiłem Wildhorsy przez neta , ale okazały się za małe i po serii poszukiwań większego rozmiaru musiałem je zamienić na  Trabuco 3 . Cenowo trochę mnie  zrujnowały,   ale nie miałem wyboru za bardzo . Przymierzałem jeszcze Adidasy seria 21 ale wyczuwałem dramat już w sklepie .
Cała akcja z butami trwałe dobre 2 tygodnie także dzisiaj jest ten dzień kiedy pierwszy raz pobiegnę w Asics- ach jak tylko moja sportowa żona wróci z niedzielnego tourne po Zielonce .

Dzisiaj  ostatnie wybieganie przed sobotnimi zawodami , później może koło środy jakaś dyszka jeszcze i muszę się zastanowić ja się ubrać i co zabrać ze sobą .
Zimy nadal nie ma w Rakowni , ale w połowie tygodnia ma  spaść śnieg .

Prośba to zaprzyjaźnionych Artura i Sebastiana .

Panowie napiszcie coś na Waszych stronach na temat wyposażenia i jedzenia w te zimowe rajdy .
Ludzkość będzie wdzięczna .