piątek, 30 sierpnia 2013

Maraton Poznań 2013 - odyseja

Dzisiaj opłaciłem maraton w Poznaniu . Oczywiście zrobiłem to na ostatnią chwilę , jest taki syndrom , syndrom studenta ....
Wiem że już jest mało czasu , wiem że już za dużo nie zrobię , zostało raptem półtorej miesiąca na przygotowania . Tylko na co ?
- czy ukończyć
- czy przebiec
- czy trochę iść i trochę biec
- czy zrobić życiówkę
- czy się dobrze bawić

Nie wiem , pewnie jak zwykle wszystkiego po trochu .
Dzisiaj nic nie będę robił . W niedzielę pójdę [pobiegać tak na dłużej ze 20-25 km (czyli normalnie)
W tygodniu będę się ruszał co dwa dni po 12 km , w takim jakimś szybszym tempie , Tak by biec ten dystans w granicach godziny . A ciężko tam z górki i pod górkę .

Prochu już nie wymyślę przez te 5 tyg . mogę tylko utrzymywać to co się zbudowało przez cały sezon , który zresztą się nie kończył . Nie miałem przerwy zimą , tak jak inni . No , takk ale ja nie trenuję , zapomniałem . Nie muszę robić odpoczynku i regeneracji i odnowy bo to sobie funduję jak biegam w niedzielę . albo rowerowo się odprężam
Długie wybieganie ?
jasne na Oriento Ekspresso pewnie wyjdzie mi ze 30 km
Więcej nie planuję .
kurde , buty muszę kupić do lasu tj takie co wytrzymają i górki ,  czekam na jakieś wyprzedaże
spodnie dostałem wczoraj , lala, leciutkie , ze sciągaczami , zaraz na rower wziąłem , super , długie , nie wiem czy przewiewne , nie zarejestrowałem tego , ale jestem mega zadowolony , do teraz miałem dresy z bundeswery , bo miały ściągacze !
 

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Maraton Poznań 2013

I jak tu nie pobiec ?
Nie chciałem , broniłem się , nastawiałem , że nie , że tylko las , cross i przełaj .
Niestety , znowu, znowu znajomi , Drużyna Szpiku.

A co tam !

zapisałem się , teraz trzeba biegać , biegać i biegać , nie ma lipy i opierniczania się jak w zeszłym roku
zeszłoroczny czas 5 godzin , mam nadzieję że przejdzie do historii .
Co najmniej 4:15 planuję tylko buty muszę reanimować , podeszwa odpadła po Chudym .....

czwartek, 22 sierpnia 2013

Expresso :P

Nie wytrzymałem i znowu to zrobiłem !

Tyma razem kierunek Porażyn .

14 wrzesień 25 km :) i tylko 30 złociszy

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Chudy Wawrzyniec 2013

500 km w jedną stronę , pełen samochód , masa ekwipunku , gotowi do wyjazdu , poszli , po drodze zabraliśmy M. Wisła , Milówek , Rajcza, Ujsoły , góry jak się patrzy . Znaleźliśmy szkołę , Chudy z baneru łypie na nas okiem . Na miejscu była już spora grupa uczestników , częeć snuła się po korytarzach szkoły , ktoś spal zmęczony podróżą na sali gimnastycznej , sporo ludzi czytało regulamin techniczny , był sklepik ze sprzętem INOV , buty, suplementy i koszulki z Chudym :) Na dzień dobry dostałem do podpisania oświadczenie, że jestem zdrowy ciałem i na umyśle i dostałem pakiet startowy , praktycznie numer plus mapa - wystarczy .

Obiad .

Zrobiliśmy rekonesans po Ujsołach , po krótkiej naradzie pojechaliśmy do Rajczy . Usiedliśmy w knajpce przy rondzie w ogródku . Przyszła burza, zaczęło padać . Powietrze nadal było przesączone wielodniowym upałem , ja umęczony wielogodzinną podróżą z miłością patrzyłem na deszcz. Zaraz zrobiło się chłodniej i jakże przyjemniej . Zamówiliśmy sobie makaron . Czas miło płynął , jedzenie było pyszne dosiadła się czwórka biegaczy ze stolicy , piwko , pizza, spaghetti , białe wino, żyć nie umierać . Wszędzie roześmiane twarze , czuć było nadchodzące biegowe święto . Przestało padać .
                                          Foto: Magdalena Bień

Noc .

W znakomitych nastrojach wróciliśmy do bazy . Rozłożyłem się jak długi na karimacie . Nadszedł czas odprawy technicznej . Zebrało się naprawdę dużo osób . Organizator cały czas ostrzegał przed pogodą i pociągiem :)
Przyszła burza. Spakowałem swój plecak biegowy , bukłak zalałem piciem . Nadszedł czas oczekiwania na wyjazd . Pogasły światła . Nie mogłem spać . Burza robiła spustoszenie na zewnątrz, pioruny waliły naprawdę blisko a grzmoty niosły się niesamowitym echem po okolicy . Około 2 nad ranem było najgorzej . Ze wszystkich burz które nas nawiedziły tej nocy ta była najbardziej gwałtowna . Błysk -grzmot !
Spaliśmy 600 m n.p.m więc odczucia były dużo bardziej wyraźne .
                                          Foto:Magdalena Bień

Start

Budzika nie musiałem nastawiać bo nie spałem , i tak wokoło wszyscy zaczęli się kręcić , migać czołówkami , komórki się rozdzwoniły . Zapalono światła . Ustaliłem z M. , że pobiegniemy razem . Ja jej potrzebowałem , najbardziej na początku . Uwijałem się jak mucha w smole nie mogłem się ogarnąć, na niebie nadal były błyski , moja wiara chyba została w tym momencie zachwiana...
O 3:45 zabrał nas autokar do Rajczy gdzie miał być start. Przestało padać . Było ciepło .
Na miejscu bardzo dużo ludzi,  trochę kręcili się wkoło , mało osób się rozgrzewało , towarzystwo było lekko zaspane :)
Organizator sprowadził na start nawet sołtysa Ujsoł. Biedaczysko był bardzo zaspany . Zagrzał nas do walki , życzył szczęścia , końcowe odliczanie ......

                                          Foto: Chudy Wawrzyniec

1236 m n.p.m Wielka Racza

6 kilometrów prosto, potem lekko w prawo ....
Początek był łatwy , po ciemku , po asfalcie , super to wyglądało w świetle czołówki , te wszystkie podskakujące odblaski .
Jak dobiegliśmy do szlaku już było widno . Taktykę ustaliła M. . Absolutnie się z nią zgadzam: pod górę idziemy na płaskim biegniemy no i zbiegamy .
Dawałem jej radę może ze dwie godziny . Dziewczyna bardzo szybko wchodziła . To się musiało tak skończyć . Rozdzieliliśmy się.
Tempo było przyzwoite w mojej grupie humory dopisywały . Ludzie żartowali . Ja podziwiałem góry . Nadal byłem wrażliwy na piękno otaczającej mnie przyrody . Otulała mnie ciepła mgła, wszędzie płynęły strumyki , rosły dziewięćsiły .Minąłem Rachowiec. Dobiegłem do Zwardonia , tam był pierwszy zbieg . Droga asfaltowa było naprawdę dobrze .
Później było jak we śnie . Tempo spadło praktycznie do zera .To chyba była Kikuła. Za szybko wchodziłem. Kręciło mi się w głowie , kompletnie brakło mi tchu .
Samo podejście pod Wielką Raczę dało mi nieźle w kość . Było naprawdę stromo . Było dużo błota i w zakamarkach ścieżek leżały kule gradowe. Pozostałość po nocnej nawałnicy . Po drodze minąłem drzewo rozpłatane na pól przez piorun . Dotarłem do 27 km - schronisko na Wielkiej Raczy . najwyższy punkt trasy . Wtedy uważałem że będzie już tylko lepiej , że będzie z górki ....
Zatrzymałem się w schronisku , kręciło tam się sporo ludzi , siedzieli , pili piwo , jedli żurek , uzupełniali zapasy , odpoczywali . Sam sobie usiadłem i wypiłem małe piwo , uzupełniłem bukłak , mrugnąłem okiem do znajomego z Lublina z którym szedłem ładnych parę kilometrów.

Akt wiary .

Wieka Racza była kamieniem milowym w moim biegu górskim .
Zaczął się zbieg . Nie wiem jak długo trwał. Biegłem . Prosto , na krechę , trawersem . Odezwały się uda . Mięśnie czworogłowe . Na początku ból w prawej nodze , później w lewej . Wytrzymywałem .
Łydki zmusiły mnie do zatrzymania . Skurcze.
Tu się zaczął mój ultra. Masowanie , rozciąganie , naciąganie . Biegłem , biegłem dalej i dalej .
Dogonił mnie kolega z Lublina . Rozmawialiśmy , opowiadał o biegu Rzeźnika , jak dostał kontuzji i nie skończył . Bał się o swoje kolana. Ja cierpiałem przez łydki .
Piliśmy razem wodę ze źródeł , strumieni . Napieraliśmy razem , przez wiele kilometrów, wspólnie się zatrzymywaliśmy by złapać oddech , napić się .
Ciszę się, że przez tę część trasy miałem takiego towarzysza. Czas płyną szybciej , przygarnęliśmy jeszcze jedną biegaczkę i razem zmierzaliśmy do PK3- schroniska na Przegibku.
Byłem zmęczony , zziębnięty ale szczęśliwy , cieszyłem się, że dotarłem tak daleko . Wierzyłem że mi się uda ! Na punkcie było wszystko . Wszystko, poza ciepłą herbatą . Zjadłem dwie drożdżówki , wypiłem dwa kubki wody , wstałem no i bieganie już nie szło tak jak poprzednio . Łydki odpoczęły ale bolały mnie uda . Trochę biegłem trochę szedłem , aż do zakrętu na PK4.
Zachęcony słowami organizatora w schronisku, że tylko 4 km dzielą nas od punktu moje morale wzrosło o co najmniej połowę .
To co wzrosło o połowę bardzo szybko zmalało . Dostałem jakiegoś kryzysu mentalno-fizycznego . Zostałem pierwszy raz pokonany na podejściu pod Rycerzową Wielką.
Tam zostałem sam . Tam zacząłem pierwszy raz mówić do swoich nóg , Obiecałem im, że już nie będziemy biec , tylko iść , iść aby dotrzeć do mety , aby mnie doniosły. Dobrze , że na Rycerzowej był człowiek , wskazał mi drogę gdzie mam iść , chwilowo straciłem orientację .

Muńcoł

Już nie biegłem , było ostro w dół , po trawie , po mokrym . Jak niby miałem zchodzić ? Żadna pozycja ciała , żadna znana mi technika nie dawała satysfakcji , jedynie lądowanie na wyprostowane nodze w jakimś płaskim miejscu dawało chwilowe wytchnienie .
W dół, dół krok za krokiem , przeklinałem Chudego w głowie , przeklinałem siebie w głos !
Teren zaczął falować , trochę pod górę , trochę w dól . Zrobiło się lepiej .
Pokonałem jakby przełęcz ze strumieniem w dole . Dalej w górę. Było błoto , buty się ślizgały , w górę, zaczęły wychodzić kamienie . W górę , górę , ostro , długo , bez końca...
Czułem się oszukany , wierzyłem, że kończę , że już z górki , akceptowałem te zbiegi...
Zostałem pokonany drugi raz ...... Kompletnie nie dawałem rady , podejście się nie kończyło , nie widziałem końca drogi , wszędzie była mgła ....Ratowała mnie mapa , patrzyłem w nią w nadziei, że to ostatnie wzniesienie , ostatni szczyt . Zobaczyłem na szczycie kopczyk z kamieni , wiedziałem, że dotarłem czułem to ..
Jakże to wszystko było mylne, Chudy pokazał mi palec ! To był Kotarz....
To co myślałem w tamtej chwili zostawię dla siebie .
Dotarłem do Muńcoła . Dotarłem do końca. Przeczytałem mapę . Wiedziałem gdzie jestem .
                                         Foto: Magdalena Bień

Schodziłem , wszystko jest w głowie , humor mi się poprawił, wiedziałem już, że mi się udało , byłem potwornie obolały , ale dawałem radę . Po drodze wyprzedziłem jeszcze dwie osoby . Czasem biegłem , jak tylko pojawiały się skurcze , zatrzymywałem się i naciągałem nogi .
Dotarłem do kolejnego punktu , dostałem opaskę ,schodziłem , strumyk płyną ścieżką.
Asfalt , Ujsoły . I znowu dobrze że mnie pokierowano że na mostek muszę wbiec.

Meta

Ostatnie metry , biegnę , czuję że łydka sztywnieje , ale biegnę !
Widzę żonę , macha do mnie , dopinguje , jestem szczęśliwy tam w środku .
Ktoś robi zdjęcie, ktoś daje medal , gratuluje .
Zewnętrznie się nie cieszę , nie mam siły .
                                         Foto : Beata Nawrocka
Epilog

Przedstawiłem przebieg mojego biegu Chudy Wawrzyniec 2013 na dystansie 53 km .
jestem totalnym amatorem , pojechałem do Ujsoł bez odpowiedniego przygotowanie na pałę jak zawsze .
Nie trenowałem zbiegów , ani podbiegów . Moje wszystkie problemy wynikały jedynie z tego .
Prawdą jest, że bieg ultra rozgrywa się w głowie .
Uważam, że trasy 80 km mógłbym nie ukończyć w regulaminowym czasie .
Napierałem przez 10 godzin , nie byłem ostatni . Skończyłem na 280 miejscu .
Dziękuję żonie za wsparcie , było nieocenione jak zawsze .
Teraz siedzę na kanapie i nie mogę chodzić po schodach , ani siadać na kiblu .
Czuję się zajebiście i jestem dumny że biegłem w Ujsołach .