- Naturalnie , już schodzę ....
- Ja już jestem , czekam .
....
Dzisiaj jedziemy razem Krzysztof , Paweł , Artur i ja . Zielona Góra .
- Gdzie byłeś , godzinę z Poznania ?
- No bo , te ten eeee , nie z tej strony , nawigacja ....pfff , myślałem że jest bliżej ....rondo mnie zmyliło , bo ta obwodnica , nawigacja ... eee
Autostrada , kilometry szybko mijają , Świebodzin .
-Patrz .
-Co to jest ?
- No , Jezus !
-Jaki wielki ! Na zachód patrzy ....
Co myślisz , jak pobiegniesz , wariant , lewo czy też prawo .
Nic nie myślałem , miała być spinka że pierwsza pięćdziesiątka , ale jakoś tak na luzaku . Pogoda elegancka , chłodno , śniegu nie ma , w miarę sucho , batony zabrałem , picie i grosze na piwo . Będzie git . Biegniemy razem Arturem i Wojtkiem jeszcze , robi się stały skład :D . Dobrze jest .
Linia startu , odliczanie , GO !
Jak na półmaratonie weteranów , frekwencja duża to i na starcie ciasno . Ja tam pomału . Pod górkę , do pierwszego punktu , po mapę .
Teraz jak tak sobie siedzę i piszę to bieg no PK 1 był najgorszy w całym rajdzie . Spocony , zziapany , zagotowany , hiperwentylacja ....(kiedyś napiszę jakiś elaborat na temat pierwszej piątki w bieganiu długo dystansowym , to co się ze mną działo na początku to przechodziło wszelkie pojęcie ..)
Poniżej łysy w akcji .
Źródło: http://arturbednarek.blogspot.com
Do drugiego PK pobiegłem jak przez mgłę z górki na pazurki . Nie będę opisywał każdego kolejnego punktu bo to bez sensu . Mało ciekawe jest to czy podchodziłem od niego z południa czy północnego- wschodu .. na dobrą sprawę to sam nie wiem .
Poza tym tych lampionów było bardzo dużo , i co mnie bardzo cieszyło . Bieg nie był nudny , trasa była podzielona na duże p.kontrolne i małe . były dwie mapy , z różnymi skalami . tzn odcinek specjalny był na mapie bardziej dokładnej i aktualnej punktów było na niej tyle co plam na dalmatyńczyku . czy działo się coś ciekawego ? Raczej nie , zaliczaliśmy kolejne lampiony bez większych problemów, czasem sami sobie utrudnialiśmy wybierając drogę nie do przejścia lub biegnąc w inną stronę niż powinniśmy .
Po krótce zakończyliśmy nasz wcześniej uzgodniony fragment BNO i weszliśmy w dużą mapę . Biegliśmy w kierunku odwrotnym niż kierunek zegara . Było ekstra zaczął podać śnieg .
Kierunek poruszania się po mapie to nie taka prosta sprawa , drogi czytelniku . Otóż , wybierając go trzeba kierować się myślą , sposobem , knyfem który pozwoli tobie jak najlepiej , łatwiej i szybciej zaliczyć możliwie wszystkie punktu . Nasz sposób myślenia był taki :
- Lecimy tu , potem tu , te zbieramy , potem te , później tu i tu , to też zbierzemy , a tu uwaga na rzekę . No , a jak będziemy wracać to tu i to i do bazy . Pasuje ?
- A te ?
- Te ? To jak będziemy tu, to tędy i też zgarniemy .
- Bardzo dobrze , dobry wariant !
( biegniemy w prawo , zbieramy co się da z BNO , później długie przebiegi , bo jesteśmy nie zmęczeni i łatwiej to zrobić jak są siły i jest jeszcze jasno, łatwiej przejść wtedy przez rzekę , znaleźć kładkę itp , ostatnie punkty BNO są blisko siebie , to już nie będzie takich przebiegów i czas będzie szybciej leciał , )
Do połowy drogi było fajnie , biegliśmy , szliśmy , było śmiesznie , skakaliśmy przez rowy , strumienie , kuły nasz jakieś krzaki , Było błoto , był śnieg i zalane łąki .
Trasa była urozmaicona ,głównie po lasach , Kondycyjnie było bardzo dobrze ale tempo tez nie powalało . Druga połowa była jeszcze lepsza bo wyhaczyliśmy sklep z browarem . To dodało nam
+ 5 pkt do orientacji w terenie , + 7 pkt do pewności siebie i + 15 pkt do szybkości .
Bardzo dobrze wypadło z czasem , w momencie gdy robiło się już ciemno byliśmy znowu na mapie BNO w poszukiwaniu plamek na dalmatyńczyku .
Mieliśmy już sporo kilometrów nabiegane , Zaczął dopadać mnie kryzys, zrobiło się zimno i ciemno , zacząłem pochłaniać kolejne batony , i wlokłem się trochę za chłopakami . Nachodziły nas złe myśli o kotletach schabowych z ziemniakami i surówką .....
Koledzy nie darują jak nie napiszę że skrewiłem na całej linii. Był tam taki jeden punkcik co wydawało mi się że jest za wzniesieniem . Wszystkie znaki na mapie , podpowiadały ba nawet wskazywały że to TAM . Chodzimy, szukamy, tu i tam :
- Idź tam szukaj na dole .
Szukam , szukam . Drę się :
-Hej !!!! Artur !!!!! Wojtek !!!!
Gdzieś tam w oddali odpowiedz . Zrozumieć nie szło , ciemno się zrobiło , teren mocno pofałdowany . Zostanę tu , sam , jak palec w tym lesie . Strach i panika . Podbiegam na górę , rozglądam się , ale co tu zobaczyć jak noc dookoła .
- Hej , chłopaki !!!!! Nie zostawiajcie mnie ......
Przebłysk geniuszu . Komórka . Dzwonię , Nie odbierają . Koniec ze mną .
Odebrali . Uffff.
....
Batony trochę mnie postawiły na nogi , rajd się pomału kończył . Zostało do pokonania już kilka kilometrów . Szczerze to miałem już dosyć .Pokonane już 50 km dawały się odczuć , a mocno pofałdowany teren w połączeniu z przedzieraniem się na azymut wcale nie pomagał .Po ostatnim odszukanym lampionie szpula do bazy . O dziwo każdemu minęło to co go bolało , ja przestałem być zmęczony , Artura przestała boleć noga , a Wojtek zapomniał o kotlecie :)
Na mecie oklasky (!) .
Rajd Konwalii 3 , dobrze zorganizowana impreza , ciepła woda , dobre jedzenie , techniczna trasa .
Żal mi trochę że punkty były zlokalizowane w nieciekawych miejscach . Co prawda jeden był przy źródle , drugi przy bagnie , ale reszta gdzieś pochowana w dołkach , w lesie . Momentami ciężko było się przedzierać przez kujące krzaki , za to przebiegi się nie dłużyły odległości między punktami były dobrze wyważone . Lampiony stały tam gdzie powinny, ze strony organizacyjnej super .
Na rajd zabrałem osiem małych batonów Mars , zjadłem może z pięć , wypiłem tylko litr izotonika no i dobrą połowę Tyskiego . Trochę za mało piłem jak na 16 godz w terenie , ale było chłodno .
Co godzinę , może dwie zjadałem jedną tabletkę z magnezem i potasem . Dzięki temu uniknąłem często dopadających mnie skurczów . Zimno mi nie było , buty się spisały .
Na mecie wypiłem za to drugi litr wody , albo dwa ... W drodze powrotnej spałem w aucie jak dziecko .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz