wtorek, 11 czerwca 2019

Maraton Podróżnika 2019

Taki mój Dzień Dziecka a.d.2019

Wybrałem się do Warki na Maraton Podróżnika .
Ale od początku .

Jak widać nie biegam już . Źle .
Biegam ale mało . Uruchomiłem się na kolarzówe . Nie biegam , bo najzwyczajniej mi się nie chce .
Znajduje sobie wymówki , że upał , muchy , robota i takie tam .
Za to co weekend na szose . Nie jest to jakiś wybitny sprzęt , normalny Triban z "deka".
Ekipę mam zacną , czuję progres dobrze jest . Lubie jeździć długo , lubie zwiedzać .
Nad morze ( byłem dwa razy ) , w góry ( byłem raz ) no i poczułem że jestem mistrzem świata w zawodach długodystansowych .
YouTube , BBT czyli Bałtyk -Bieszczady . Oglądam . Patrzę . Podziwiam . Czy to w ogóle możliwe ?
Regulamin czytam ze zwykłej ciekawości . Muszą być kwalifikacje czyli 500 km w limicie ok 30 godz .
Poznaje świat ultra kolarzy . Pierścień 1000 Jezior , Piękny Wsch , Piękny Zach , Silesia itd
Wszystko na razie w świecie wirtualnym .
Pojechałbym coś . No to szukam . Patrzę na profil trasy , limit i jest Maraton Podróżnika .
Zachęciło mnie przewyższenie na trasie bo tylko 2000 m . Bo termin OK . Więc się zapisałem .

Przygotowałem się merytorycznie . Nie jak zawsze na pałe , normalnie wziąłem te zawody do siebie.
Jedzenie .
Dwa bidony , izo z dekatlonu , daje rade . Litorsal , Asparaginian to wszystko w trosce o skurcze .
Pierwsza zasada : pij dużo ! Kupiłem chleb pełnoziarnisty i zwykłe kanapki z serem , do tego trzy banany i żelki owocowe Nim 2 - dwa opakowania .
W sumie wydałem kupe kasy na sprzęt , bo nie da się jechać bez nawigacji , kupiłem nowe opony , dętki jakieś narzędzia i koło . Na razie jedno .
Znam swoje możliwości i wiem że czasem coś idzie nie tak . Obserwowałem pogodę , głównie wiatr bo wiem że to kluczowe . Na szczęście wiało słabo . Start odbył się na rynku w Warce w grupkach kilku osobowych . Dokładnie obliczyłem że muszę mieć średnią min 20 km/h żeby zmieścić się w limicie 32 godz .
Moja grupa to prawie sami nowicjusze . Więc pytam na starcie jakie tempo tj prędkość , jak jedziemy .
MAX 28 km/h , pasuje.

START
Jak zawsze grzejemy 30-35 na godz , ale jadę z tyłu na kole , chowam się przed wiatrem . Zmian nie daje bo nie chce , nie mam z czego w końcu nie taki był plan . Trzymam się grupy . Na podjazdach zostaje , wieje prosto w twarz , na prostej dochodzę mam lemondke kładę się na niej i doganiam .
Trzymam się koła . Na 30 km trasy jestem mi tak dobrze , że wychodzę na czoło grupy . Daje zmiany , średnia 32 na godz . Dochodzi nas ekipa co startowali po nas . Jedziemy razem , prędkość wzrasta o kolejne 5 km . Jedziemy śr 36 km/h , czuje że za szybko .
W końcu odpadam , nie chce tak zapieprzać i na jednym z podjazdów zostaje , zostają też inni . Grupa się rwie . Jadę dalej sam , w okolicach 80 km trasy dochodzę następną grupę .
Średnia prędkość w tej chwili to 31 km . Nigdy nie miałem takiej średniej na takim dystansie .
Grupa do której dojechałem nie jedzie szybciej niż 25-27 na godz , ale czuje się tak zajebiście że po 10 km wspólnej jazdy przyspieszam i jadę dalej z dwoma kolegami ( bo tam to wszyscy koledzy ) .
Znowu odpadam , znowu doganiam i tak do pierwszej stacji benzynowej na trasie .
Uzupełniam wodę , jem i jedziemy dalej .
W którymś momencie spotkam ekipę ze Szczecina z którą będzie mi dane jechać prawie do mety .
Nie jestem w stanie określić kiedy to było  ani w jakiej miejscowości . Nazwy miasteczek i wsi są nie do zapamiętania . Nic nie pamiętam . Wszystko zlewa mi się w jedną całość .
Ale pamiętam , że jechaliśmy w nocy , pamiętam że robiliśmy przerwy co 40 km , nie wiem jak szybko bo w nocy nie widziałem licznika . Pamiętam kolegę co na leżącą jechał  , którego mijaliśmy kilka razy ( pozdrawiam Cię Tomaszu ) i pozdrawiam też Waldka z Bydgoszczy , który też z nami jechał .

Kiedy zrobiło się jasno to zrobiło się zimno jak cholera . Kiedy jechałem było okej , ale po przerwie zawsze mnie telepało i start był masakryczny .Jechałem w swojej grupce z Morświnami jadę pierwszy , wyprzedzam i kilkanaście metrów kilometr 456 , błąd w poprowadzeniu trasy i wpieprzyłem się polną drogę . Myślałem że to tylko kawałek , jak mówił organizator przed startem , ale nieee!!
Nie idzie jechać , opony tną piach i staje , komary , kuźwa wszędzie komary , tną upał a ja idę , idę na 456 km trasy . Droga się nie kończy , wkurzony jestem na maksa ...
w końcu po 20 może 30 minutach wydostaje się z tego syfu i znów jestem na szosie , jadę dalej sam .
Gdzieś tam doganiam Tomka na poziomce i tak kulamy się do mety . Kontrolujemy czas mamy dużo zapasu . Robimy krótkie przerwy na których momentalnie zasypiam  . Zatrzymujemy się jeszcze w sklepie na oranżadę i po wodę , leżę pod drzewem i znowu mi wszystko się rozmywa .
Ostatnie kilometry strasznie się dłużą , małe hopki przed nami , żar bije od asfaltu ale jedziemy . Na 8 km przed metą łapie nas burza, zbawienny deszcz chłodzi ciało i zmywa wszędobylską sól . Jest przyjemnie , czuje że to nagroda . Wpadamy na metę , są brawa ,gratulacje przybijanie piątek .
Wróciłem na start .

Pierwszy raz dane było mi zmierzyć się z takim dystansem . Byłem pełen obaw i szczerze kilka dni przed startem miałem pietra . Obawiałem się skurczy bo zawsze mam z nimi problem . Nie byłem pewny jedzenia , co zabrać . Moje rady ? Czy ja mogę dawać rady jak przejechałem tylko raz taki dystans ?
Co jadłem ? Kupiłem chleb pełnoziarnisty (razowiec ) wziąłem cały ze sobą , zrobiłem kanapki  . Miałem też żelki typu Nimm w sumie zjadłem ich ze cztery opakowania . Jadłem je non stop .
Dwa banany , kupowałem na stacjach włąśnie żelki i w ostatniej fazie rogale 7 days , jak już wszystko zjadłem . Do picia miałem izo z Dekatlonu dla kolarzy i do tego brałem Asparaginian profilaktycznie , jak skończyło się izo to miałem Litorsal i to rozpuszczałem w bidonach .
Dojechałem bez skurczu , wypiłem min 7,5 litra płynu plus jakaś kawa , cola i oranżada .
W bazie byłem strasznie zmęczony , spałem całe popołudnie i następnie noc . Nogi mnie za bardzo nie bolały za to kark okropnie , dzisiaj tydzień po zawodach jeszcze go czuje chociaż to pewnie wina masażu . Chociaż jak w poniedziałek się wygramoliłem z namiotu i szedłem do Warki po sok jabłkowy tak jak te tuptusie , kolana mi się słabo zginały .

Zrobiłem kwalifikacje , zmieściłem się w 32 godz , byłem na mecie z czasem 28 godz chociaż uważam to za drugorzędne znaczenie , ostatnie kilometry naprawdę zaniżały średnią, Czas przejazdu to 22 godz z kawałkiem . Organizacyjnie wszystko git , baza , zaplecze .
Trasa bez historii , mało widziałem ,trochę spałem ,  pamiętam Wisłę o poranku i asfalt , tylne koło , licznik kilometrów , dziury , stacje benzynowe , ładną alejkę gdzie zrobiłem zdjęcie .
Za to ludzi pamiętam bardzo dobrze . Pozdrawiam wszystkich , których spotkałem w bazie , trasie i na polu . Pozazdrościć .

I co jechać Północ - Południe we wrześniu czy BBT w przyszłym roku ? I to jest pytanie ...
Bo to już nie przelewki tam już nie ma przewyższenia 2000 m ;)

5 komentarzy:

  1. jechać MPP ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym wziął się za surfing prędzej niż tak się poświęcał, i chyba tak zrobię, ale najpierw kurs w Chałupach. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też ostatnio miałem już dość biegania i również przesiadłem się na rower. Na razie nie robię dużych dystansów, poczytałem trochę na portalu rowerowym o ciekawostkach i rowerowych wskazówkach. Można tam znaleźć dużo potrzebnych i nowych informacji. Bardzo podoba mi się mój nowy sport.

    OdpowiedzUsuń