pobiłem rekord , nie wiem czy się chwalić czy nie
było ognisko , pięć albo sześć browarów na koniec przydusiłem panem Tadeuszem ...
pierwszy telefon był na drugi dzień o 7 30 ...
wstałem na 9:00
zrobiliśmy 10 km , było mało i jeszcze piątkę co najmniej w drugim zakresie
udało się ... nie spawiować
bezcenne ,
człowiek nie wielbłąd
wiem, nie jestem idealny
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
czwartek, 25 kwietnia 2013
wtorek, 16 kwietnia 2013
wtorek, 9 kwietnia 2013
Połówka w Poznaniu.
Przeholowałem , tak krótko można opisać 6 Poznań Półmaraton .
Tydzien wcześniej biegałem Różę Wiatrów na 25 km , dostałem zdrowo po dupie. Właściwie to sam sobie dałem . Obiecałem sobie, że przez kolejny tydzień, czyli ten poprzedzający będzie regeneracja.
Niestety , następnego dnia pobiegłem 15 km w tempie startowym . Jak mogłem odpuścić jak obiecałem , i tak udało mi się urwać 5km , bo założenia były inne.
To była niedziela .
W poniedziałek z sąsiadami 7 km w tempie regeneracyjnym , ale nogi bolały zdrowo .
Wtorek wolne
Środa z sąsiadami ale tym razem 10 km żeby udowodnić im że nie biega się codziennie .
Zamysł się sprawdził , w czwartek odpuścili. Było dużo śniegu na trasie , i nogi bolały jeszcze bardziej .
Do Poznania już nie biegałem .
Pojechałem z Kasią i Zbyszkiem , narada była krótka i węzłowata .Biegniemy razem na 1:50 a póżniej się zobaczy. Plan ambitny . Pamietajmy że najszybciej pobiegłem połówkę w 2:02...
- błąd nr.1
Ubrałem długie leginsy i krótkie na nie , koszulka i bluza z długim rękawem .
Ubrałem się najlżej z całej naszej trójki .
Jak stałem na starcie już wiedziałem że jest kicha . Kilka misięcy nie było słońca, w niedzielę się pokazało.
Było bez wietrznie. A ja miałem jeszcze czapkę ///
-błąd nr.2
Bieg na 1:50 , właściwie to biegliśmy jeszcze szybciej . Zbyszek zostawił nas na 3 km, ja zostawiłem Kasię chyba na 5 km , gdzieś się pogubiliśmy na pit stopie .
na 10 km ( zrobiłem życiówkę na 52min) miałem dosyć , napiłem się izotoniku i złapała mnie kolka .
Na Rolnej dogonił mnie balonik 1:50 i zostawił .
Na drodze Dębińskiej jeszcze był w zasięgu , ale już odpusciłem , kolka zatykała mnie coraz bardziej .
Musiałem zwolnić . Trochę się przemaszerowałem . Pod mostem na Hetmańskiej dogoniła mnie Kasia.
Złapałem jakiś kryzys . Ogarnąłem się dopiero na 15 km .
Pobiegłem dalej już do mety . Nie byłem wstanie już gonić . Biegłem sobie tempem treningowym .
Straciłem nadzieję na jakikolwiek satysfakcjonujący mnie wynik .
Dla mnie liczył się styl . Myślałem ,że jestem dobrze przygotowany ....
Garbary , Most Rocha, i dalej pod górkę .Na ostatnim pitstopie już nie piłem .lekko z górki i meta .
Ucieszyłem się jak zobaczyłem na zegarze 1:57 , mimo wszystko widok jedynki z przodu daje kopa :)
Mała satysfakcja : przybiegłem przed Rysiem G, w Zbąszyniu wyciął mnie na finiszu , dzisiaj się odgryzłem .
Czy powinienem być zadowolony ?
Pewnie tak , poprawiłem się o 5 min , w sumie na mecie wyglądałem świeżo , nie mam zakwasów .
Można gdybać , że powinienem biec na 2 godz i od połowy przyspieszyć ale kto to wiedział .
tak to jest jak jedziesz z kumplami , jedni mówią szybciej, drudzy wolniej ehhh
No, ale mam co poprawiać i wiem że dam radę .
Jeszcze jedna rzecz mi się nasuwa :kiedy w zeszłym sezonie biegłem w Poznaniu i wykręcałem rekordy na poziomie 2:15 to bardziej to przeżywałem , widziałem więcej kibiców, było więcej kapel po drodze było fajniej . Teraz miałem klapki na oczach .
****
nie będę pajacował ze zdjęciami bo narazie ich nie mam
Tydzien wcześniej biegałem Różę Wiatrów na 25 km , dostałem zdrowo po dupie. Właściwie to sam sobie dałem . Obiecałem sobie, że przez kolejny tydzień, czyli ten poprzedzający będzie regeneracja.
Niestety , następnego dnia pobiegłem 15 km w tempie startowym . Jak mogłem odpuścić jak obiecałem , i tak udało mi się urwać 5km , bo założenia były inne.
To była niedziela .
W poniedziałek z sąsiadami 7 km w tempie regeneracyjnym , ale nogi bolały zdrowo .
Wtorek wolne
Środa z sąsiadami ale tym razem 10 km żeby udowodnić im że nie biega się codziennie .
Zamysł się sprawdził , w czwartek odpuścili. Było dużo śniegu na trasie , i nogi bolały jeszcze bardziej .
Do Poznania już nie biegałem .
Pojechałem z Kasią i Zbyszkiem , narada była krótka i węzłowata .Biegniemy razem na 1:50 a póżniej się zobaczy. Plan ambitny . Pamietajmy że najszybciej pobiegłem połówkę w 2:02...
- błąd nr.1
Ubrałem długie leginsy i krótkie na nie , koszulka i bluza z długim rękawem .
Ubrałem się najlżej z całej naszej trójki .
Jak stałem na starcie już wiedziałem że jest kicha . Kilka misięcy nie było słońca, w niedzielę się pokazało.
Było bez wietrznie. A ja miałem jeszcze czapkę ///
-błąd nr.2
Bieg na 1:50 , właściwie to biegliśmy jeszcze szybciej . Zbyszek zostawił nas na 3 km, ja zostawiłem Kasię chyba na 5 km , gdzieś się pogubiliśmy na pit stopie .
na 10 km ( zrobiłem życiówkę na 52min) miałem dosyć , napiłem się izotoniku i złapała mnie kolka .
Na Rolnej dogonił mnie balonik 1:50 i zostawił .
Na drodze Dębińskiej jeszcze był w zasięgu , ale już odpusciłem , kolka zatykała mnie coraz bardziej .
Musiałem zwolnić . Trochę się przemaszerowałem . Pod mostem na Hetmańskiej dogoniła mnie Kasia.
Złapałem jakiś kryzys . Ogarnąłem się dopiero na 15 km .
Pobiegłem dalej już do mety . Nie byłem wstanie już gonić . Biegłem sobie tempem treningowym .
Straciłem nadzieję na jakikolwiek satysfakcjonujący mnie wynik .
Dla mnie liczył się styl . Myślałem ,że jestem dobrze przygotowany ....
Garbary , Most Rocha, i dalej pod górkę .Na ostatnim pitstopie już nie piłem .lekko z górki i meta .
Ucieszyłem się jak zobaczyłem na zegarze 1:57 , mimo wszystko widok jedynki z przodu daje kopa :)
Mała satysfakcja : przybiegłem przed Rysiem G, w Zbąszyniu wyciął mnie na finiszu , dzisiaj się odgryzłem .
Czy powinienem być zadowolony ?
Pewnie tak , poprawiłem się o 5 min , w sumie na mecie wyglądałem świeżo , nie mam zakwasów .
Można gdybać , że powinienem biec na 2 godz i od połowy przyspieszyć ale kto to wiedział .
tak to jest jak jedziesz z kumplami , jedni mówią szybciej, drudzy wolniej ehhh
No, ale mam co poprawiać i wiem że dam radę .
Jeszcze jedna rzecz mi się nasuwa :kiedy w zeszłym sezonie biegłem w Poznaniu i wykręcałem rekordy na poziomie 2:15 to bardziej to przeżywałem , widziałem więcej kibiców, było więcej kapel po drodze było fajniej . Teraz miałem klapki na oczach .
****
nie będę pajacował ze zdjęciami bo narazie ich nie mam
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Róża Wiatrów 2013 BnO
Pierwszy raz i nie ostatni . Mistrzostwo świata . Bieganie na orientację .
Nie szukałem daleko, Koziegłowy ,Róża Wiatrów.
Jak miło , paru ludków, kameralniej się nie da.
Z racji że pierwszy raz dystans niezbyt okazały z założenia 25.km .
Poszukałem stary kompas produkcji radzieckiej, koc termiczny , butelkę wody, marsa i skibkę chleba.
Wiedziałem że nie będzie lekko , w lesie masa śniegu i to tego najgorszego, najcięższego.
Lubię mapy, zawsze za dzieciaka uwielbiałem przeglądać atlas, nie wiedziałem jak będzie czy się nie pogubię, w harcerzach nie byłem ale dużo w rajdach chodziłem za młodego . Pamiętać zapewne książeczki PTTK gdzie wpisywało się kilometry ? Póżniej była szansa na odznakę kolejno złotą, srebrną i brązową .
Nie mogłem dospać i na miejscu byłem już o 7:30 a bieg był o 9:00....
Wypełniłem oświadczenie , później krótka odprawa i w drogę .
Zacząłem szybko pierwszy punkt był stosunkowo prosty bo na płocie w miasteczku .
Następnie obrałem azymut na szagę i na Dziewiczą Górę . Tam już nie było tak łatwo , śniegu było pod łydkę i zaraz mi się zrobiło mokro w butach . Pokręciłem się tam i bezproblemu odszukałem kolejne cztery punkty. W tej cześci rajdu kożystałem z mapy bardziej dokładnej skala 1:10000
I to mnie zgubiło przy kolejnym punkcie .Za daleko pobiegłem . Nie bardzo było się kogo spytać i zacząłem szukać pomocy w multimediach . Właczyłem endomondo , chciałem poszukac jakiejś mapy , ale niestety .
Trzeba było wrócić. Straciłem może z 600 m .Kolejne dwa punkty OK . I znów za daleko pobiegłem .
Tu już dałem ciała i rozpędziłem się o dobry kilometr.
Dalsze punkty poprzedzone były długą przebieszką . Biegłem i biegłem i wkoncu przeszedłem w marsz. całkowicie opadłem z sił, sniegu yło co nie miara , nogi mi strzasznie grzęzły no i bieganie po górze dało mi w kość . Dostałem sięna traktat poznański . Tam spotkałem pierwszego kolegę . Koleżka biegł na 50 km i muszę powiedzieć że miał lepszą mapę niż ja . Coprawdę nie mógł się odnaleśc w chwili kiedy go spotkałem bo wynurzył się z lasu centralnie na drogę i wcale mu się nie dziwię .
Biegliśmy dalej, ja zbliżałem się do najbardziej oddalonych punktów , on niestety jeszcze nie .
Pisałem że miał lepszą mapę bo miał . Moje dwa punkty były narysowane tak ni jak , on miał większą skalę mapy , były zaznaczone płoty i takie tam . O wiele łatwiej . Kolega w tym momencie nawigował i bardzo dobrze bo ja się nie mogłem odnaleść .
Pożegnaliśmy się . Ja wracałem a on pobiegł w kierunku Rakowni .
Spory kawałek drogi miałem przed sobą i mocno zgłodniałem . Biegłem już dobre trzy godziny (czas bardzo szybko płyną)w drodze . Zjadłem batona , niestety nie chciał się za bardzo rozpuszczać w ustach i popiłem lodowatą wodą . temperatura była około zera .
Dobiegłem do Klinów i tam czekała mnie długa prosta przez pola. Tam dopiero zmarzłem .Wiało jak diabli a ja już nie miałem siły biec bez przerwy . Znalazłem ostatni punkt i szpula do bazy .
Myslałem że nie dobiegnę .
Nie wiem ,nie pamietam ale dobiegłem w okolicach godziny 14 tej . oddałem kartę , dumny jak paw że zaliczyłem wszystkie punkty . Jak było miło jak usłyszałem że jestem czwarty !
A wydawało mi się że bedzie gorzej .
Odsapnąłem troszkę , wypiłem gorącą herbatę , zjadłem makaron i poczłapałem do auta po suche rzeczy.
Stopy miałem mokrusieńkie,ze skarpetek mozna było wodę wyciskać.
Posiedziałem , pogadałem z panem co właśnie setkę przebiegł , popatrzyłem na koronację najlepszych na dystansie 100 i 25 i do domciu .
Jedno niedomówienie zostało . Pan powiedział że dobiegłem czwarty a dyplom dostałem za zajęcie piątego miejsca. Ale i tak jestem dumny .
Nie szukałem daleko, Koziegłowy ,Róża Wiatrów.
Jak miło , paru ludków, kameralniej się nie da.
Z racji że pierwszy raz dystans niezbyt okazały z założenia 25.km .
Poszukałem stary kompas produkcji radzieckiej, koc termiczny , butelkę wody, marsa i skibkę chleba.
Wiedziałem że nie będzie lekko , w lesie masa śniegu i to tego najgorszego, najcięższego.
Lubię mapy, zawsze za dzieciaka uwielbiałem przeglądać atlas, nie wiedziałem jak będzie czy się nie pogubię, w harcerzach nie byłem ale dużo w rajdach chodziłem za młodego . Pamiętać zapewne książeczki PTTK gdzie wpisywało się kilometry ? Póżniej była szansa na odznakę kolejno złotą, srebrną i brązową .
Nie mogłem dospać i na miejscu byłem już o 7:30 a bieg był o 9:00....
Wypełniłem oświadczenie , później krótka odprawa i w drogę .
Zacząłem szybko pierwszy punkt był stosunkowo prosty bo na płocie w miasteczku .
Następnie obrałem azymut na szagę i na Dziewiczą Górę . Tam już nie było tak łatwo , śniegu było pod łydkę i zaraz mi się zrobiło mokro w butach . Pokręciłem się tam i bezproblemu odszukałem kolejne cztery punkty. W tej cześci rajdu kożystałem z mapy bardziej dokładnej skala 1:10000
I to mnie zgubiło przy kolejnym punkcie .Za daleko pobiegłem . Nie bardzo było się kogo spytać i zacząłem szukać pomocy w multimediach . Właczyłem endomondo , chciałem poszukac jakiejś mapy , ale niestety .
Trzeba było wrócić. Straciłem może z 600 m .Kolejne dwa punkty OK . I znów za daleko pobiegłem .
Tu już dałem ciała i rozpędziłem się o dobry kilometr.
Dalsze punkty poprzedzone były długą przebieszką . Biegłem i biegłem i wkoncu przeszedłem w marsz. całkowicie opadłem z sił, sniegu yło co nie miara , nogi mi strzasznie grzęzły no i bieganie po górze dało mi w kość . Dostałem sięna traktat poznański . Tam spotkałem pierwszego kolegę . Koleżka biegł na 50 km i muszę powiedzieć że miał lepszą mapę niż ja . Coprawdę nie mógł się odnaleśc w chwili kiedy go spotkałem bo wynurzył się z lasu centralnie na drogę i wcale mu się nie dziwię .
Biegliśmy dalej, ja zbliżałem się do najbardziej oddalonych punktów , on niestety jeszcze nie .
Pisałem że miał lepszą mapę bo miał . Moje dwa punkty były narysowane tak ni jak , on miał większą skalę mapy , były zaznaczone płoty i takie tam . O wiele łatwiej . Kolega w tym momencie nawigował i bardzo dobrze bo ja się nie mogłem odnaleść .
Pożegnaliśmy się . Ja wracałem a on pobiegł w kierunku Rakowni .
Spory kawałek drogi miałem przed sobą i mocno zgłodniałem . Biegłem już dobre trzy godziny (czas bardzo szybko płyną)w drodze . Zjadłem batona , niestety nie chciał się za bardzo rozpuszczać w ustach i popiłem lodowatą wodą . temperatura była około zera .
Dobiegłem do Klinów i tam czekała mnie długa prosta przez pola. Tam dopiero zmarzłem .Wiało jak diabli a ja już nie miałem siły biec bez przerwy . Znalazłem ostatni punkt i szpula do bazy .
Myslałem że nie dobiegnę .
Nie wiem ,nie pamietam ale dobiegłem w okolicach godziny 14 tej . oddałem kartę , dumny jak paw że zaliczyłem wszystkie punkty . Jak było miło jak usłyszałem że jestem czwarty !
A wydawało mi się że bedzie gorzej .
Odsapnąłem troszkę , wypiłem gorącą herbatę , zjadłem makaron i poczłapałem do auta po suche rzeczy.
Stopy miałem mokrusieńkie,ze skarpetek mozna było wodę wyciskać.
Posiedziałem , pogadałem z panem co właśnie setkę przebiegł , popatrzyłem na koronację najlepszych na dystansie 100 i 25 i do domciu .
Jedno niedomówienie zostało . Pan powiedział że dobiegłem czwarty a dyplom dostałem za zajęcie piątego miejsca. Ale i tak jestem dumny .
Subskrybuj:
Posty (Atom)